Kochane duszyczki,
jest mi ogromnie miło, że ktoś tutaj zagląda. Dziękuje Wam wszystkim razem, dziękuję także każdej z osobna. Jesteście sensem, jesteście jutrzejszym dniem dla mnie.
__________
-Mmm..
-Emily,
słyszysz mnie?- usłyszała nagle, po długiej nieustającej ciszy.-Emily..-
powtórzył znany jej głos.
-Tak..
słyszę..- wychrypiała-Co się.. głowa mi pęka..- majaczyła i powoli zaczęła
dotykać swojej głowy.- Operacja..- wyszeptała po chwili.
-Już
po. Dobrze, że się już wybudziłaś. Wszystko poszło bardzo szybko i sprawnie.
Rokowania są naprawdę bardzo dobre.
-Jak
zawsze.
-Bądź
dobrej myśli, a teraz odpoczywaj. I staraj się nie zasypiać.
-Rozkaz.-
jej spękane wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.
I ta cholerna ciemność,
która doprowadzała ją do szału.
*
Jego
wzrok sztyletował i zabijał mnie od środka. Patrzył tak, jak na najgorszego
wroga, nie jak na brata. Rzucał przekleństwami i wyzwiskami pod jej adresem, a
ja stałem jak zahipnotyzowany, nie reagując. Nie potrafiłam nic powiedzieć, bo
w tym momencie czułem potworny wstręt do jego osoby. Paznokcie pokryte czarna
emalią migały mi raz po raz przed oczyma. Wymachiwał rękoma, krzyczał i robił
straszne zamieszanie. Rzucił kilka kolorowych czasopism w moją stronę, a ja
zareagowałem gromkim śmiechem. Ucichł. W końcu, po kilkuminutowym kazaniu,
zamknął się.
-To,
że twoją jedyną miłością jest sława, nie oznacza, że jest i moją. Przecież nie
mieliśmy się dzielić dziewczynami.- zaśmiałem się po raz drugi.-Skończ!- warknąłem,
kiedy znów jego usta otwierały się, aby coś krzyknąć.-Wracam do Berlina.
-Nie
możesz.
-I
co, zabronisz mi?
-Tak.
-Nie
myśl, że się tym przestraszę.
-Wiesz,
że to będzie koniec?
-Domyślam
się.
-Będziesz
nikim, tak jak ona. Tak jak nasz ojciec. Ty się nigdy nie zmienisz. Jeżeli
wrócisz do niej, to i tak zawsze będziesz ją zdradzał. Już nie pamiętasz, jak
to było? Lgnąłeś do każdej już po kilku drinkach, choć jeszcze przed wejściem
zarzekałeś się, że już nigdy jej tego nie zrobisz. Ile przeleciałeś na boku,
przez te dwa lata, Hmm? 10? 15? No, chwal się bratu!- mówił bez ogródek, a ja
czułem jak serce mi przyspiesza. Nie ze złości na niego, ale na siebie samego…
Wiedziałem, że mówi prawdę. Wiedziałem. Bezwzględnie uderzył w najczulszy mój
punkt. Znał mnie na wylot i w tym momencie jego pewność przy wypowiadanych
słowach mnie dobijała. Przywołał obraz mojej osoby, który wcale nie był
zmyśloną w złości bajką, tylko faktyczną rysą w moim życiorysie.
-Skończ
Bill, proszę.
-Prawda
aż tak boli?- zapytał ze sarkazmem.-Chwilę temu przecież królowałeś.
-Sława
nas zniszczyła, Bill.
-Możliwe,
ale wiesz co? Dobrze mi z tym.
Przeświadczenie o
doskonałości prowadzi na samo dno.
-Wiem
coś o tym..
*
To,
że znów się nie udało, wcale jej nie zdziwiło. Od połowy roku taka wiadomość
była dla niej na porządku dziennym, aczkolwiek nie załamała się ani razu. Była
bardzo dzielna, w przeciwieństwie do swojej matki, która wylewała kolejne łzy,
widząc nieporadność córki. Ale nic nie mogła poradzić. Pieniądze, które była gotowa
oddać za zdrowie Emily, nie dawały jej niczego, prócz kolejnych nieudanych
zabiegów.
-Znów
płaczesz, mamo.
-Nie,
to tylko…
-Mamo.-
przerwała jej, bo przecież była pewna.
-Emily,
tak cię przepraszam. Przepraszam za to, że znów ci nie pomogłam. Ja nie wiem co
jeszcze można zrobić… Przepraszam córeczko.
-Mamo
przestań, poradzę sobie..- wyszeptała, ostrożnym ruchem szukając dłoni
rodzicielki. Kiedy poczuła znane ciepło, ścisnęła ją mocno, a potem ucałowała.
-Przecież
czasami jeszcze widzę.. A może kiedyś mi się odmieni? Tak samo z siebie… Może
mamuś tutaj potrzeba trochę wiary w Boga, a nie medycyny? Poczekajmy. Ja.. ja
nauczę się tak żyć, tylko daj mi trochę czasu. Obiecuję, że nie będę dla ciebie
obciążeniem. Obiecuję, naprawdę.
*
Pomimo
porannej kłótni z Billem, nasz stosunki nie pogorszyły się aż tak bardzo. Chyba
przyzwyczailiśmy się do takiego obrotu sprawy. Szkoda było mi tylko reszty, bo
musiała to wszystko znosić, a co najgorsze opowiadać z uśmiechem na twarzy.
Chciałem tego wszystkiego uniknąć, ale teraz wiem, że jestem zbyt słaby aby z
tym walczyć. Doszedłem do wniosku, że jestem tym typem człowieka, który poddaje
się przy przeszkodzie o najniższym poziomie. Chociaż niby chcę aby było dobrze,
to trudność z jaką musiałbym o to walczyć mnie przeraża. Jednego czego
nauczyłem się przez ostatni czas, to nazywać rzeczy po imieniu i mówić o nich
wprost. Nie ukrywam, że jestem skończonym idiotą, dla którego sława była
ważniejsza od najcudowniejszego skarbu na ziemi. Wolałem lansować markę nowego
zegarka, niż sprawdzać czy ma ona w nocy gorączkę. Do dziś zachodzę w głowę,
jak ona to wszystko znosiła. Moje późne powroty, plotki o kolejnych zaliczonych
dziewczynach… Dostrzegam teraz, że ona po prostu mnie kochała miłością, jakiej
mi nigdy nie będzie dane poczuć. Najgorsze znów jest to, że ja też ją kochałem,
tylko że jej osobę stawiałem na równi z innymi podrzędnymi potrzebami. Zniszczyłem
ją wewnętrznie, wiem o tym. I teraz, kiedy chciałbym to zmienić, chciałbym
przytulić się do jej blond włosów, które zawsze pachniały brzoskwiniową odżywką,
nie potrafię. Jestem jak nierozgarnięte dziecko, które nie potrafi się przemóc,
pomimo iż bardzo chce..
‘Kocham
cię, Emily…
*
Siedziała
na szpitalnym łóżku i w spokoju czekała na swojego ojca, który miał ja dzisiaj
odebrać ze szpitala. Obecna faza choroby nie pozwalała jej jak na razie na
samotne wędrówki po mieście. Stukała cichutko obcasem, zaciskając raz po raz
delikatne, długie palce na swoim telefonie komórkowym. Zwiewna sukienka o
odcieniu kasztanowym dosłownie wisiała na jej ciele, zakrywając gdzieniegdzie
odstające kostki. Szum na korytarzu strasznie ją irytował, a do tego ten
paskudny, szpitalny zapach…
Zastanawiała
się, co on może teraz robić. Nie wiedziała jaka jest dokładna godzina, więc nie
mogła odpowiedzieć sobie na wcześniej postawione pytanie. Może je chipsy o ich
ulubionym smaku? A może śpi, co zawsze robił, kiedy pokłócił się z kimś? Z
uśmiechem wspominała hotelowe kłótnie, a potem wspólne regulowanie rachunku za
wyrządzone szkody. Mina wkurzonego Josta i panikującego Billa, były bezcenne.
Kalkulowała,
rozważała… jednak nie dopuszczała tylko jednej możliwości do swojej kochanej i
mądrej główki, że myśli właśnie teraz o niej. Ale przecież on nie mógł tego
robić, wiedziała o tym. Dostała list, rozmawiała z Billem. Wszystko to
wskazywało na to, że starszy Kaulitz nawet dobrze nie zauważył jej zniknięcia.
I to bolało ją najbardziej.
Byłam Twoja. Tylko i
wyłącznie Twoja.
Byłam.
*
Wchodząc
do tego klubu, wiedziałem już co robić przez następne godziny. Musiałem się
bawić, aby zapomnieć. Zostawiła mnie, a ja nie potrafiąc jej szukać, musiałem
zapomnieć. A najlepiej zapominało się z drinkiem w ręce i dziewczynami na
kolanach.
Ale czy tak łatwo zapomina
się o najpiękniejszym widoku w swoim życiu?
-Bo najpiękniejszym
widokiem w moim życiu, jest Twój uśmiech Emily.
-Lizus!
Witam :) Przeczytałam od początku i powiem szczerze, że bardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie. Nie wiem czy przeoczyłam czy może nie napisałaś, ale Emily na prawdę nie widzi na oczy? Co jej jest? Szkoda jej troszkę... A co do Toma to... ujęłaś go jako typowego chyba sławnego chłopaka heh. Cieszy mnie to, że piszesz szczerze o tym co robi. :) heh bo wydaje mi się, że pomimo kochania i straty facet i tak idzie się bawić :) Więc podobała mi się ta szczerość. A ogólnie trochę mnie zaskoczyło to, że była z nim 2 lata, a denerwowało ją, że ma taką pracę 0_o, bo z tego co napisałaś to ona poznała już go sławnego, więc od razu powinna sobie z tym jakoś poradzić...
OdpowiedzUsuńNo w każdym bądź razie podobało mi się, czekam na następny :) Życzę weny i zapraszam do siebie :*
www.nell-crazy-life.blogspot.com
kochała go. w miłości przetrzymasz wszystko.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo smutny odcinek. łzy poleciały mi po policzku. Gratulacje, nie zdarza się to często. Nie rozumiem tylko zdania "Przecież czasami jeszcze widzę"; jak to czasami? Rozumiem, że traci wzrok ale nie rozumiem, w jaki sposób? Widzi i nagle robi jej się czarno? Może nie doczytałam, przepraszam ale nie umiem tego poogarniać
OdpowiedzUsuń