jest tu ktokolwiek? :) Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale praca praca praca !
__________
-Zapomniałam,
przepraszam mamo. Musiała zostać w sali na stoliku.
-Okej,
nic nie szkodzi. Wrócimy się.
-Naprawdę
przepraszam. –spuściła główkę- Chciałam jak najszybciej stamtąd iść.
-Szybko
to załatwimy.- pocieszyła ją ciepłą barwą głosu i obie zawróciły na odpowiedni
oddział, gdzie najprawdopodobniej została karta wypisu Emily. W windzie na
szczęście znów nikogo oprócz nich nie było, co cieszyło blondynkę. Kiedy znów
szły oddziałowym korytarzykiem, zimne powietrze tam panujące powodowało u niej
gęsią skórkę. Czuła jak bije jej dziwnie serce. Raz szybko, a raz jakby
spowalniało. miała już urojenia z tego szpitala, słysząc ciągle jakieś
zajeżdżające pogotowie czy biegnący sztab medyczny. Wszystko to słyszała i
czuła, lecz nie widziała, i to właśnie przyprawiało ją o większa dawkę strachu.
‘Pociesza mnie fakt, że
kiedy będę umierać, zobaczę światło.. bo przecież tak będzie, prawda?
-Poczekaj
tutaj, ja pójdę zapytać.
-Okej.-
wyciągnęła ręce w przód i namacała sobie wolne krzesło. Usiadła powoli,
wnioskując, że siedzi blisko pokoju lekarek, gdyż panował tam nie mały gwar.
-Brown,
wołają cię na oiom.- usłyszała krzyk nadbiegającej osoby.
-Co
się stało?
-Wypadek,
poważny. Potrzebują drugiego anestezjologa.
-Ofiary?
-Jedna.
-A
ranni? Jakieś dane?
-Cztery.
Kobieta i mężczyzna w ciężkim stanie, dziecko ma tylko złamaną rękę, a drugi
mężczyzna lekko poobijany.
*
Nie
chciałem źle. Chciałam dobrze dla niego, dla nas. Emily stała na przeszkodzie
wszystkiego. Każdego wyjazdu, wywiadu. Media krzyczały i widziałem, że Tom nie
dawał rady. Nie chciałem dla nas takiego końca. Nie chciałem, aby w końcu
odszedł z nią i zostawił zespół. Cieszyłem się jak dziecko, że ten ślub nie
doszedł do skutku, pomimo iż sama organizacja przyniosła więcej rozgłosu, niż
się spodziewałem. Ale wszystko to, co działo się potem, to była jedna wielka
tragedia. Tysiące wyrzucone w błoto i przymus robienia dobrej miny do kamery,
kiedy nie wiedziałem o co chodzi. Na początku byłem wściekły, kiedy zadzwonił
telefon i dowiedziałem się, że ona znów nawaliła. Miałem ochotę ją udusić,
dosłownie. Nie rozumiałem jak Tom może z nią być i po co mu to było… Początkowo
byłem pewien, że tylko się nią bawi, jak każdą inną do tej pory. Ale kiedy
pewnego razu zobaczyłem, jak on na nią patrzy, zrozumiałem, że czekają nas
pewne kłopoty. Zapytasz czy mu zazdrościłem? Tak, zazdrościłem mu kolejnej
zabawki, której ja nigdzie nie mogłem dostać za żadne miliony. Łączyło ich
uczucie, do którego byłem pewien, że Tom nigdy nie dorośnie. To tak bardzo mnie
zabolało, że on je miał, chociaż nigdy się o to nie starał, a ja znów zostałem
bez niczego. Emily nie była w moim typie. Nie, to nie chodzi o to, że ja cos do
niej.. Zazdrościłem im po prostu tej bliskości, której nigdy nie miałem. Której
ten nowy, zdaniem niektórych, lepszy świat mnie pozbawił. Patrząc na nich
robiło mi się słabo i strasznie mnie to dołowało. To dlatego zatapiałem smutki
w szklankach Whisky i drobnych dawkach narkotyków. Zazdrość rodziła we mnie
nowe pragnienia i doznania. To ja, jego własny brat, namawiałem go do imprez
bez Emily, do wlewania w siebie alkoholu i bawienia się z innymi dziewczynami.
Sądziłem, że tym zniszczę ten związek, jednak Tom okazał się silniejszy. Nie
pomogły pokazywania, jaki świat bez stałego związku może być cudowny. On ciągle
patrzył na nią, jak pierwszego dnia. Czułem, że to dla niego jak tajemnica bez
rozwiązania. Uczył się uczucia, poznając je pierwszy raz w życiu. Nie
rozumiałem tylko tego, dlaczego ona ciągle z nim jest, pomimo iż setki razy
słyszała z brukowców, jak ją zdradza. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że chodzi
jej o pieniądze. Jednak pewnego razu, widząc jej ból i spływające po policzkach
łzy, zrozumiałem, że on go naprawdę kocha. I znów tego nie pojmowałem…
*
-Usiądź,
o właśnie tutaj.- zachęcił ją ciepłym głosem-A teraz wyprostuj się i otwórz
szeroko powieki. Staraj się nie zamykać ich jak najdłużej, okej?
-Dobrze.-
mruknęła i posłusznie wypełniała każde zalecenie miłego, bardzo młodego
doktora. Owy mężczyzna wyciągnął małą, specjalistyczna latareczkę i poświecił
jej wprost w gałki oczne. Poruszyła się, skrzywiła i zamrugała kilkakrotnie,
-Obiecałaś.
-Nie
mogłam inaczej, gryzie mnie.
-To
dobry znak.- zawołał optymistycznie.
-Bez
zbędnych złudzeń, proszę.
-Ależ
to czyta prawda. Skoro twoje oczy reagują na światło, to jeszcze nie jest z
nimi tak źle. A my postaramy się, aby było z nimi coraz lepiej.
-Lepiej
nie mieć nadziei, niż poczuć znów gorzkie rozczarowanie.
-Przesadzasz.
Musisz uzbroić się w cierpliwość. A nuż jeszcze wszystko nie jest stracone?
-I
co? Kolejna klinika? Jakie teraz państwo na świecie? Może Afryka? Tam jeszcze
nie byliśmy…- wymamrotała ironicznie i zeskoczyła zwinnie z krzesła. Licząc w
myślach kroki doszła do kanapy stojącej naprzeciw.-Nie wierzę, że kiedykolwiek
odzyskam wzrok. Kiedy ludzie nie mają pieniędzy, łudzicie ich, że po kosztownej
operacji wszystko wróciłoby do normy. A kiedy już te pieniądze są, pytani o
konkrety, wzruszacie ramionami ciężko wzdychając. Każdy z was jest taki sam. W
połowie przypadków nawet nie wiecie co ludziom jest. Wszystko na oślep, byle do
przodu. A może się uda. Może trafimy.- ponownie jej ironia wzięła górę.
-Wiesz
Emily, masz prawo tak mówić. Chcesz znać prawdę? Nie wiem co ci jest, po prostu
tego nie wiem. Próbujemy wszystkiego, ale wszystko zawodzi. Jednak dopóki jest
nadzieja ja się nie poddam, rozumiesz?- zbliżył się do niej tak, że poczuła na swojej
twarzy jego oddech-Nie poddam..- łapiąc ją delikatnie za podbródek, musnął jej
zimne, przepełnione goryczą, usta.
*
-Zależy
mi na dyskrecji.
-Rozumiemy
Pana.
-Kiedy
będę mógł opuścić szpital?
-Jak
tylko ktoś się po pana zgłosi. Dzwonił pan?
-Proszę
mówić mi po imieniu. Tak, dzwoniłem po mamę. Powinna tutaj za niedługo być.-
uśmiechnął się delikatnie.
-Dobrze,
proszę pozostać w zabiegowym dopóki nie przyjedzie mama.
Berlin. Jego miasto, jego
życie. Od dawna już, jego drugi dom.
Westchnął
cicho, opierając potylicę o zimne kafelki. Wszystko go bolało. Nie mógł krzywić
ust, bo bolały go świeżo założone szwy obok prawego oka. Znów narozrabiał i
wiedział, że przyjdzie mu za to słono zapłacić. Choć ten wypadek, to nie była
jego wina, czuł potworny ból gdzieś tam, głęboko, obok serca. Wciąż w uszach,
jak zacięta taśma, przewijał się płacz tej dziewczynki, wyciąganej z palącego
się samochodu. On, który ucierpiał najmniej, był świadom wszystkiego. Poza
rozbitym lewym boku samochodu, paru siniaków i kilkudziesięciu szwów, nic
strasznego mu się nie stało, jednak te obrazki tej strasznej katastrofy, wciąż
przewijały mu się przed oczami…
‘Znów zawiodłem, Boże.