środa, 26 sierpnia 2015

3. Czy pamiętasz tego Anioła, który wtedy miał czarne skrzydła?



Wyszedł z budynku lekko chwiejnym krokiem. Wsparł się barierką na schodach, gdyż stawienie stóp po stopniach sprawiało mu trudności. Pierwsze promienie dzisiejszego dnia, które przedzierały się przez niewielkie chmurki, poraziły go po oczach, a on skrzywił się i przeklną kilkakrotnie.  


*


Leżała z otwartymi oczami w tej samej pozycji, nieustannie od jakiejś godziny. Tato był w pracy, a mama już jakiś czas temu wyszła na zakupy. Chciała dzisiaj zrobić uroczysty obiad, ot tak bez okazji. Jednak Emily miała złe przeczucia. Jej oddech był równomierny, aczkolwiek w głowie toczyła się bitwa myśli. Krzywiła się raz po raz, aż w końcu przejechała delikatnie dłonią po szpitalnym opatrunku, który znajdował się ciągle na jej głowie. Nagle w jej uszach zazgrzytał znienawidzony dzwonek do drzwi. Po kilku ciężkich oddechach powoli ześlizgnęła się z łóżka. Wychudzone palce z wielkim wyczuciem rejestrowały każdy drobny kształt, zbliżając się do najbliższej ściany. Bose stopy blondynki niepewnie posuwały się po śliskich płytkach. Druga ręka była wyciągnięta i w powietrzu próbowała wymacać jakiś kształt. Przełknęła głośno ślinę, kiedy po raz kolejny się zachwiała.
-Mamo, znów zapomniałaś kluczy…- mruknęła wchodząc na główny korytarz małego domku, który kupili wracając na stałe do Berlina. Odpowiedział jej głuche milczenie, co spowodowało, że na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek ze zdenerwowania.
-Mamo, nie baw się ze mną. Wiesz dobrze, że to nie jest śmieszne.- mówiła przekręcając klucz w zamku i powoli otwierając drzwi.
-Mamo..?- wyciągnęła nagą rękę w przestrzeń przed sobą.-Kto tu jest..?
-Dzień dobry, Emily..- usłyszała znajomy głos i osunęła się po ścianie na drewnianą podłogę. Jej serce przyspieszyło. Klatka piersiowa z zawrotną szybkością podnosiła się i opadała, a powieki wykonały kilka asekuracyjnych ruchów.
-To nie możliwe..- wyszeptała, po czym uczuła nieziemską przyjemność latania.


‘Ciemność, którą poczułam była tysiąckroć ciemniejsza niż ta, którą zwykłam byłam widzieć na co dzień.


*


Trzymał w dłoniach pierwszego lepszego francuskiego brukowca i płakał patrząc na zdjęcia tam zamieszone. On, na pierwszym planie z drinkiem, koloru zielonego w ręce, a obok prawie rozebrana prostytutka, która specjalnie dla niego zeszła ze sceny. Bił pięściami o ścianę, kopał buty. Płakał. Szaleństwo jakie go ogarnęło, było nie do opisania. W końcu usiadł na środku pokoju, skulił głowę i płakał. Płakał jak przedszkolak, który boi się znikającej za niebieskimi drzwiami, mamy. Płakał niczym rodzic, który stracił właśnie swoje małe maleństwo. Płakał tak mocno, jak kiedyś za ojcem. Ból i poczucie beznadziejności rozdzierały go od środka. Czuł jak krew przesiąknięta nienawiścią do samego siebie, pulsuje mu niesamowicie szybko. Teraz, kiedy wiedział że alkohol wywietrzał z jego komórek, czuł z potrójna siłą to, o czym przez całą noc udawało mu się zapomnieć.


-Jestem skurwielem. 
-Jesteś nikim.


*


-Nie bój się, Tom o niczym nie wie. Rozmawiałam z twoją mamą i ona przekazała mi, że ty kategorycznie zabraniasz jakichkolwiek spotkań oraz kontaktów z nim.- mówiła ze spokojem-Jednak ja jestem matką, Emily. I martwię się o swojego syna, dlatego muszę wiedzieć co takiego się stało..
-Nie chcę o tym rozmawiać.
-Em, proszę.
-Ja też proszę, Simone.
-Miałaś jakiś wypadek? Te opatrunki.. schudłaś.
-Przepraszam, ale to nie pani interes.
-Ależ owszem, mój. Bo nie mogę patrzeć na syna, który na oczach całego świata stacza się na samo dno.
-No tak, co powiedziałyby media.. no nie?
-Przestań tak ze mną rozmawiać.
-Proponowałam to od początku, jednak ty uparłaś się.
-Zaprosiła mnie tutaj twoja matka.
-Zdążyłam się domyśleć.
-Nie wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się jaki miałaś powód wyjeżdżając bez słowa!- podniosła głos, a wzdłuż kręgosłupa Emily przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
-Ja nie chciałam skrzywdzić Toma, naprawdę.- głos jej zadrżał.- Jestem chora. Odkąd wyjechałam prawie nie opuszczam szpitala. Niezliczone operacje, które nic nie dają wykańczają mój organizm. Nie chciałam być dodatkowym obciążeniem. Życie Toma jest zbyt intensywne, a ja potrzebuję stałej opieki. Nie mogę nawet wyjść sama na spacer, bo jestem tak wycieńczona, że w każdej chwili mogę zemdleć. Poza tym, ja prawie nie widzę, Simone. Okulary i szkła kontaktowe towarzyszyły mi od czasu wypadku samochodowego w dzieciństwie, ale wtedy lekarze dawali mi szanse. Teraz wzruszają tylko bezradnie ramionami i wysyłają do kolejnych klinik. Moi rodzice są załamani, ja też sobie z tym nie radzę. Nie mam siły żyć na świecie, którego nie mogę zobaczyć. Ciągły stres spowodowany całą tą sytuacją, niszczy mnie od środka. Zobacz jak ja wyglądam! Same kości.. Ale nie potrafię się przełamać i walczyć. W domu robię dobrą minę, bo muszę. Nie zniosłabym świadomości, że przeze mnie rodzice załamaliby się jeszcze gorzej. Gdybym została z Tomem, w pewnym momencie stwierdziłby, że żyje ze mną tylko z obowiązku i współczucia. A ja nie byłabym w stanie tego znieść. On jest młody, sławny i bogaty. Może mieć wszystko to, czego zapragnie. Na co przydatna byłaby kaleka u jego boku? Połowę każdego dnia musiałby spędzić ze mną w szpitalu. On kocha to, co robi i jak żyje. Nie potrafiłam mu tego zabrać. Nie umiałam odciąć go od sensu jego życia.
-A czy nie zastanawiałaś się nad tym, że to właśnie ty jesteś tym sensem…?


niedziela, 23 sierpnia 2015

2. Marzyła o świecie, który nie istniał.

Kochane duszyczki,

jest mi ogromnie miło, że ktoś tutaj zagląda. Dziękuje Wam wszystkim razem, dziękuję także każdej z osobna. Jesteście sensem, jesteście jutrzejszym dniem dla mnie.


__________


Chce tam, gdzie dotyk sprawia cuda.


-Mmm..
-Emily, słyszysz mnie?- usłyszała nagle, po długiej nieustającej ciszy.-Emily..- powtórzył znany jej głos.
-Tak.. słyszę..- wychrypiała-Co się.. głowa mi pęka..- majaczyła i powoli zaczęła dotykać swojej głowy.- Operacja..- wyszeptała po chwili.
-Już po. Dobrze, że się już wybudziłaś. Wszystko poszło bardzo szybko i sprawnie. Rokowania są naprawdę bardzo dobre.
-Jak zawsze.
-Bądź dobrej myśli, a teraz odpoczywaj. I staraj się nie zasypiać.
-Rozkaz.- jej spękane wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.

I ta cholerna ciemność, która doprowadzała ją do szału.


*


Jego wzrok sztyletował i zabijał mnie od środka. Patrzył tak, jak na najgorszego wroga, nie jak na brata. Rzucał przekleństwami i wyzwiskami pod jej adresem, a ja stałem jak zahipnotyzowany, nie reagując. Nie potrafiłam nic powiedzieć, bo w tym momencie czułem potworny wstręt do jego osoby. Paznokcie pokryte czarna emalią migały mi raz po raz przed oczyma. Wymachiwał rękoma, krzyczał i robił straszne zamieszanie. Rzucił kilka kolorowych czasopism w moją stronę, a ja zareagowałem gromkim śmiechem. Ucichł. W końcu, po kilkuminutowym kazaniu, zamknął się.
-To, że twoją jedyną miłością jest sława, nie oznacza, że jest i moją. Przecież nie mieliśmy się dzielić dziewczynami.- zaśmiałem się po raz drugi.-Skończ!- warknąłem, kiedy znów jego usta otwierały się, aby coś krzyknąć.-Wracam do Berlina.
-Nie możesz.
-I co, zabronisz mi?
-Tak.
-Nie myśl, że się tym przestraszę.
-Wiesz, że to będzie koniec?
-Domyślam się.
-Będziesz nikim, tak jak ona. Tak jak nasz ojciec. Ty się nigdy nie zmienisz. Jeżeli wrócisz do niej, to i tak zawsze będziesz ją zdradzał. Już nie pamiętasz, jak to było? Lgnąłeś do każdej już po kilku drinkach, choć jeszcze przed wejściem zarzekałeś się, że już nigdy jej tego nie zrobisz. Ile przeleciałeś na boku, przez te dwa lata, Hmm? 10? 15? No, chwal się bratu!- mówił bez ogródek, a ja czułem jak serce mi przyspiesza. Nie ze złości na niego, ale na siebie samego… Wiedziałem, że mówi prawdę. Wiedziałem. Bezwzględnie uderzył w najczulszy mój punkt. Znał mnie na wylot i w tym momencie jego pewność przy wypowiadanych słowach mnie dobijała. Przywołał obraz mojej osoby, który wcale nie był zmyśloną w złości bajką, tylko faktyczną rysą w moim życiorysie.
-Skończ Bill, proszę.
-Prawda aż tak boli?- zapytał ze sarkazmem.-Chwilę temu przecież królowałeś.
-Sława nas zniszczyła, Bill.
-Możliwe, ale wiesz co? Dobrze mi z tym.


Przeświadczenie o doskonałości prowadzi na samo dno.
-Wiem coś o tym..


*


To, że znów się nie udało, wcale jej nie zdziwiło. Od połowy roku taka wiadomość była dla niej na porządku dziennym, aczkolwiek nie załamała się ani razu. Była bardzo dzielna, w przeciwieństwie do swojej matki, która wylewała kolejne łzy, widząc nieporadność córki. Ale nic nie mogła poradzić. Pieniądze, które była gotowa oddać za zdrowie Emily, nie dawały jej niczego, prócz kolejnych nieudanych zabiegów.

-Znów płaczesz, mamo.
-Nie, to tylko…
-Mamo.- przerwała jej, bo przecież była pewna.
-Emily, tak cię przepraszam. Przepraszam za to, że znów ci nie pomogłam. Ja nie wiem co jeszcze można zrobić… Przepraszam córeczko.
-Mamo przestań, poradzę sobie..- wyszeptała, ostrożnym ruchem szukając dłoni rodzicielki. Kiedy poczuła znane ciepło, ścisnęła ją mocno, a potem ucałowała.
-Przecież czasami jeszcze widzę.. A może kiedyś mi się odmieni? Tak samo z siebie… Może mamuś tutaj potrzeba trochę wiary w Boga, a nie medycyny? Poczekajmy. Ja.. ja nauczę się tak żyć, tylko daj mi trochę czasu. Obiecuję, że nie będę dla ciebie obciążeniem. Obiecuję, naprawdę.


*


Pomimo porannej kłótni z Billem, nasz stosunki nie pogorszyły się aż tak bardzo. Chyba przyzwyczailiśmy się do takiego obrotu sprawy. Szkoda było mi tylko reszty, bo musiała to wszystko znosić, a co najgorsze opowiadać z uśmiechem na twarzy. Chciałem tego wszystkiego uniknąć, ale teraz wiem, że jestem zbyt słaby aby z tym walczyć. Doszedłem do wniosku, że jestem tym typem człowieka, który poddaje się przy przeszkodzie o najniższym poziomie. Chociaż niby chcę aby było dobrze, to trudność z jaką musiałbym o to walczyć mnie przeraża. Jednego czego nauczyłem się przez ostatni czas, to nazywać rzeczy po imieniu i mówić o nich wprost. Nie ukrywam, że jestem skończonym idiotą, dla którego sława była ważniejsza od najcudowniejszego skarbu na ziemi. Wolałem lansować markę nowego zegarka, niż sprawdzać czy ma ona w nocy gorączkę. Do dziś zachodzę w głowę, jak ona to wszystko znosiła. Moje późne powroty, plotki o kolejnych zaliczonych dziewczynach… Dostrzegam teraz, że ona po prostu mnie kochała miłością, jakiej mi nigdy nie będzie dane poczuć. Najgorsze znów jest to, że ja też ją kochałem, tylko że jej osobę stawiałem na równi z innymi podrzędnymi potrzebami. Zniszczyłem ją wewnętrznie, wiem o tym. I teraz, kiedy chciałbym to zmienić, chciałbym przytulić się do jej blond włosów, które zawsze pachniały brzoskwiniową odżywką, nie potrafię. Jestem jak nierozgarnięte dziecko, które nie potrafi się przemóc, pomimo iż bardzo chce..


‘Kocham cię, Emily…



*


Siedziała na szpitalnym łóżku i w spokoju czekała na swojego ojca, który miał ja dzisiaj odebrać ze szpitala. Obecna faza choroby nie pozwalała jej jak na razie na samotne wędrówki po mieście. Stukała cichutko obcasem, zaciskając raz po raz delikatne, długie palce na swoim telefonie komórkowym. Zwiewna sukienka o odcieniu kasztanowym dosłownie wisiała na jej ciele, zakrywając gdzieniegdzie odstające kostki. Szum na korytarzu strasznie ją irytował, a do tego ten paskudny, szpitalny zapach…
Zastanawiała się, co on może teraz robić. Nie wiedziała jaka jest dokładna godzina, więc nie mogła odpowiedzieć sobie na wcześniej postawione pytanie. Może je chipsy o ich ulubionym smaku? A może śpi, co zawsze robił, kiedy pokłócił się z kimś? Z uśmiechem wspominała hotelowe kłótnie, a potem wspólne regulowanie rachunku za wyrządzone szkody. Mina wkurzonego Josta i panikującego Billa, były bezcenne.
Kalkulowała, rozważała… jednak nie dopuszczała tylko jednej możliwości do swojej kochanej i mądrej główki, że myśli właśnie teraz o niej. Ale przecież on nie mógł tego robić, wiedziała o tym. Dostała list, rozmawiała z Billem. Wszystko to wskazywało na to, że starszy Kaulitz nawet dobrze nie zauważył jej zniknięcia. I to bolało ją najbardziej.



Byłam Twoja. Tylko i wyłącznie Twoja.
Byłam.


*


Wchodząc do tego klubu, wiedziałem już co robić przez następne godziny. Musiałem się bawić, aby zapomnieć. Zostawiła mnie, a ja nie potrafiąc jej szukać, musiałem zapomnieć. A najlepiej zapominało się z drinkiem w ręce i dziewczynami na kolanach.


Ale czy tak łatwo zapomina się o najpiękniejszym widoku w swoim życiu?


-Bo najpiękniejszym widokiem w moim życiu, jest Twój uśmiech Emily.
-Lizus! 


środa, 19 sierpnia 2015

1. Color me blue



Bóg sprawił jedynie to, że w dzień, który miał być dla mnie -przepraszam- dla Nas, najpiękniejszy, okropnie padało. Pamiętam, że wszystko było już ustalone. Kiedy wchodzimy, uśmiechamy się, całujemy… Jak na deskach najpopularniejszego teatru. Sam ślub i przyjęcie weselne miało się odbyć na świeżym powietrzu, tak aby było lepsze światło do zdjęć oraz ładniejsze krajobrazy, które miał zapewnić piękny ogród. Jednak nie wszystko można było kupić za pieniądze.
Kiedy stałam przed wejściem hotelowym, ubrana w białą suknię, która szyta była na miarę specjalnie dla mnie przez znanego francuskiego projektanta, łzy ciekły mi z policzków, mieszając się z łzami Boga. Zaciskałam pięści, gotowa pobić pierwszą napotkana osobę. Bić do czasu, aż popłynie z mych dłoni krew, która naznaczy mój ból na białej tkaninie. Wyobrażacie sobie biały jedwab z okropną czerwoną plamą na środku? Co odpowiedzielibyście, gdyby ktoś zadał wam najistotniejsze pytanie, co się stało? Bo ja bez wahania wyłkałabym, że włócznią przebito mi serce.
Uwierzyłabyś mi, gdybym powiedziała ci, że właśnie w tamtym momencie naszła mnie największa ochota do ucieczki? Bo ja sama nie wierzyłam swoim myślom. Stałam tam i jak głupia wyczekiwałam czarnego porsche, którym miał przyjechać po mnie Tom. A może tak mi się tylko wydawało? Może on już stał przed kamerą lub pił z Billem kolejnego drinka? Nie wiem. Szumiało mi w głowie od wszystkich tych myśli. Chwilami miałam wrażenie, że słyszę bicie serca każdego kierowcy, który przejeżdżał obok mnie. Wiem, że zerkałam w niebo, prosząc po raz kolejny Boga, o jakiś znak. Ale ten uparcie, tylko płakał.  


‘Pamiętaj Emily, życie należy do ciebie. To od ciebie zależy, czy będziesz kłaść się spać z uśmiechem, czy budzić z płaczem’


Przyjechał. Westchnęłam cichutko, kiedy otworzyły się drzwi i czarny, wysoki mężczyzna podszedł do mnie z wielkim parasolem.
-A Tom?- wyszeptałam.
-Nie mam pojęcia, gdzie on jest. Miałem cię tylko dostarczyć na miejsce.


Bo ja jestem tą paczką, za którą płacisz przelewem w banku, a potem ją dostajesz. To przecież takie łatwe, wygodne i popularne.


Zakręciło mi się w głowie. Odruchowo przymknęłam oczy i osunęłam się na nieznajomego mężczyznę. Brakowało mi powietrza. Tego powietrza, którym oddychał Tom. Tego, które powodowało, że miałam czelność stawić głowę mojej chorobie.
-Coś nie tak?
-Mmm.. muszę się położyć. Nie mam siły..- majaczyłam, osuwając się coraz bardziej na jego ramieniu.-A przynajmniej usiąść.
-Emily, tak?
-Mhy.
-Emily, może wezwę pogotowie?
-Niee, nie możesz. Ja tylko usiądę, okej? Po prostu wróćmy do pokoju.
-Dobrze.

I na tym chyba skończył się mój najpiękniejszy dzień w życiu. Ten gniew, te przyciemnione tęczówki Toma spowodowały, że nie miałam nawet odwagi patrzeć na czubki jego butów. Nawet się nie tłumaczyłam. Nie umiałam wypowiedzieć ani jednego słowa, kiedy poczułam, jak po kilku minutach furii przytula mnie czule. Oczekiwałam od niego zrozumienia i miłości, a ja byłam po prostu zwykłym kłamcą. Może gdybym wszystko powiedziała mu na początku, to byłoby inaczej. Tego nie wiem i nigdy się nie dowiem. Kochałam go tak mocno, jak tylko człowiek może kochać. Jednak wiążąc się z nim, świat wokół nas był inny. A może to on był inny? Ale przecież pachniał tak samo, moimi perfumami. Jego usta, zawsze pokryte niewidzialną tytoniową warstwą, też wydawały się smakować tak jak kiedyś. Jedynie co, co dzień się zmieniało, to kolor jego koszulki. Ale to akurat uwielbiałam w nim. Najgorsza zmiana przez dwa lata? To, to że w pewnym momencie on zapalił za sobą most, nie pozwalając wcześniej mi po nim przejść. I tak oto, ja zostałam tam sama. Krzycząc i machając rękoma za każdym razem, kiedy na mnie patrzył, że musi po mnie wrócić, jednak on rzadko kiedy oglądał się za siebie. A jak już, to był po prostu za daleko, aby mnie dojrzeć. 
Do dzisiaj wiem, że naprawdę mnie kochał. Pomimo tego wszystkiego co robił, to czas spędzany tylko ze mną za zamkniętymi drzwiami, taki bez fleszy, chłopaków czy fanek, dawał mi do zrozumienia, że jestem częścią jego duszy. Tak jak na mnie patrzył, tak nie patrzył nigdy nikt. Tak patrzą na siebie tylko te osoby, które razem są dopełniającą się całością.


-A co, gdybym umarła?
-Umarłbym razem z tobą!


Kiedy się poznaliśmy, miałam tylko.. a może aż, 17 lat. On tego samego dnia stawał się pełnoletni. Siedział zgaszony w szkolnym sekretariacie, zagryzając usta nad plikiem druczków ułożonych przed nim. Ochroniarz stojący przed drzwiami skrzywił się, kiedy wchodziłam. Wielkimi oczami patrzyłam na tłum krzyczących dziewczyn, czekających kilka metrów dalej. Jednak po długiej i ostrej wymianie zdań, zostałam wpuszczona. Moja obecność tam, najwidoczniej nie przypadła do gustu, a może jednak zaintrygowała go, ponieważ spojrzał na mnie równie krzywo, jak i jego przyjaciel. Chrząknął, a jego wzrok powrócił nad stek kartek.
Nie znałam go. Nie rozumiałam krzyczących dziewczyn ani wielkiego mężczyzny przed drzwiami. Byłam tutaj nowa. Rodzice szukając coraz to lepszych dla mnie klinik, znów postanowili nas przeprowadzić. Zgrzytałam zębami na myśl, że znów potrzebne będzie mi kilkaset dni, aby móc normalnie funkcjonować.


I najgorsze były dni, kiedy słońce zachodziło, a ty znikałeś z moich oczu.


*


Kochana Mamo,
przepraszam za to, że tak długo się nie odzywałem. A teraz piszę ten nędzny list, zamiast zadzwonić i usłyszeć Twój głos. Wybacz mi kolejny mój błąd, proszę.
Mamuś, ja nie radzę sobie z życiem, wiesz? Chciałbym już wrócić i tak mocno się do ciebie przytulić. Zgubiłem gdzieś siebie po drodze. Nie pojmuję tego, że nie mam już jej przy sobie. Dopiero teraz czuję, jak mocno ją kochałem… Nie umiem bez niej żyć, po prostu. Co dzień budzę się sam w łóżku i dotykam opuszkami palców leżącą obok poduszkę, a jej tam nie ma. Ta pustka z dnia na dzień coraz bardziej mnie przeraża. Przecież ja nawet nie wiem, gdzie ona teraz jest! To tak boli.. nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że tracąc dziewczynę, stracę sens życia. Ona nim była. Ona. Moja słodka Emily. Miała być moja żoną. Mieliśmy budzić się co dzień rano razem w wielkim łóżku, a nasze małe dzieci miał skakać po nas i całować na dzień dobry. Miałem przynosić im śniadanie do łóżka i cieszyć się tym widokiem. I jak ja mam teraz żyć? Gdzie podziały się nasz marzenia? Nie rozumiem tego, mamo. Jak to możliwe, że nie dostrzegłem tego, że ona dusi się w tym świecie? Dlaczego nic nie zrobiłem? Przecież widziałem, jak czasami płacze. Ale wtedy zawsze zbywała mnie, mówiąc że to ból z powodu kobiecych dni lub po prostu ma gorszy czas na uczelni. Nigdy nie odchodziłem wtedy. Starałem się być przy niej, kiedy tylko mogłem. Może miałem dla niej za mało czasu? Może sława znów wygrała? Przyznaję, zdradziłem ją raz, a może dwa… Nie pamiętam, bo były to przelotne znajomości. Pogubiłem się. Wiesz, śpię z jej zdjęciem. Nie umiem inaczej. Mam nadzieję, że ona wróci. Tak po prostu, jak czasami wracała ze szkoły.
Próbowałem jej szukać, jednak nikt nic nie wie. Przepadła z dnia na dzień, jakiś czas po naszym nie udanym ślubie i kłótni z Billem. Wieczorem mówiła, że strasznie boli ją głowa i pieką ją oczy, a następnego dnia, kiedy wróciliśmy do hotelu po wywiadzie, już nie było ani jej ani jej rzeczy.
Psychicznie się kończę. Bill cały czas wrzeszczy, popędza. A ja nie mam siły wstawać rano i słuchać jego narzekań. Reszta duchem jest ze mną, chociaż nie sprzeciwiają się Billowi. Kolega Josta, niejaki Claus pracował kiedyś jako detektyw. Ma mi pomóc ją odszukać, jednak ja chyba nie mam już nadziei.
Kocham Cię mamo. Obiecuję, że odezwę się niedługo. Planuję nawet zrobić sobie mały urlop, ale nie wiem jeszcze jak zareaguje na to Bill.

Twój syn Egoista, Tom.



‘Przepraszam Cię Moja Emily za to, że egoizm wziął górę.
Ale ja umarłem z dniem, kiedy pościel nie pachniała już Tobą.



*


Wybaczałam nawet to, kiedy w nocy przychodził pijany z kolejnej imprezy i kładł się obok mnie jak gdyby nigdy nic. Wybaczałam, bo wiedziałam że mnie kocha. A ja kochałam jego. Wybaczałam, w imię tego niewidzialnego i pachnącego jak wiosenne truskawki, uczucia.


-Warto było? 

Kochałam Cię tak mocno, Tom.