Wyszedł
z budynku lekko chwiejnym krokiem. Wsparł się barierką na schodach, gdyż
stawienie stóp po stopniach sprawiało mu trudności. Pierwsze promienie
dzisiejszego dnia, które przedzierały się przez niewielkie chmurki, poraziły go
po oczach, a on skrzywił się i przeklną kilkakrotnie.
*
Leżała
z otwartymi oczami w tej samej pozycji, nieustannie od jakiejś godziny. Tato
był w pracy, a mama już jakiś czas temu wyszła na zakupy. Chciała dzisiaj
zrobić uroczysty obiad, ot tak bez okazji. Jednak Emily miała złe przeczucia.
Jej oddech był równomierny, aczkolwiek w głowie toczyła się bitwa myśli. Krzywiła
się raz po raz, aż w końcu przejechała delikatnie dłonią po szpitalnym
opatrunku, który znajdował się ciągle na jej głowie. Nagle w jej uszach
zazgrzytał znienawidzony dzwonek do drzwi. Po kilku ciężkich oddechach powoli
ześlizgnęła się z łóżka. Wychudzone palce z wielkim wyczuciem rejestrowały
każdy drobny kształt, zbliżając się do najbliższej ściany. Bose stopy blondynki
niepewnie posuwały się po śliskich płytkach. Druga ręka była wyciągnięta i w
powietrzu próbowała wymacać jakiś kształt. Przełknęła głośno ślinę, kiedy po
raz kolejny się zachwiała.
-Mamo,
znów zapomniałaś kluczy…- mruknęła wchodząc na główny korytarz małego domku,
który kupili wracając na stałe do Berlina. Odpowiedział jej głuche milczenie,
co spowodowało, że na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek ze zdenerwowania.
-Mamo,
nie baw się ze mną. Wiesz dobrze, że to nie jest śmieszne.- mówiła przekręcając
klucz w zamku i powoli otwierając drzwi.
-Mamo..?-
wyciągnęła nagą rękę w przestrzeń przed sobą.-Kto tu jest..?
-Dzień
dobry, Emily..- usłyszała znajomy głos i osunęła się po ścianie na drewnianą
podłogę. Jej serce przyspieszyło. Klatka piersiowa z zawrotną szybkością
podnosiła się i opadała, a powieki wykonały kilka asekuracyjnych ruchów.
-To
nie możliwe..- wyszeptała, po czym uczuła nieziemską przyjemność latania.
‘Ciemność, którą poczułam
była tysiąckroć ciemniejsza niż ta, którą zwykłam byłam widzieć na co dzień.
*
Trzymał
w dłoniach pierwszego lepszego francuskiego brukowca i płakał patrząc na
zdjęcia tam zamieszone. On, na pierwszym planie z drinkiem, koloru zielonego w
ręce, a obok prawie rozebrana prostytutka, która specjalnie dla niego zeszła ze
sceny. Bił pięściami o ścianę, kopał buty. Płakał. Szaleństwo jakie go
ogarnęło, było nie do opisania. W końcu usiadł na środku pokoju, skulił głowę i
płakał. Płakał jak przedszkolak, który boi się znikającej za niebieskimi
drzwiami, mamy. Płakał niczym rodzic, który stracił właśnie swoje małe
maleństwo. Płakał tak mocno, jak kiedyś za ojcem. Ból i poczucie
beznadziejności rozdzierały go od środka. Czuł jak krew przesiąknięta
nienawiścią do samego siebie, pulsuje mu niesamowicie szybko. Teraz, kiedy
wiedział że alkohol wywietrzał z jego komórek, czuł z potrójna siłą to, o czym
przez całą noc udawało mu się zapomnieć.
-Jestem
skurwielem.
-Jesteś
nikim.
*
-Nie
bój się, Tom o niczym nie wie. Rozmawiałam z twoją mamą i ona przekazała mi, że
ty kategorycznie zabraniasz jakichkolwiek spotkań oraz kontaktów z nim.- mówiła
ze spokojem-Jednak ja jestem matką, Emily. I martwię się o swojego syna,
dlatego muszę wiedzieć co takiego się stało..
-Nie
chcę o tym rozmawiać.
-Em,
proszę.
-Ja
też proszę, Simone.
-Miałaś
jakiś wypadek? Te opatrunki.. schudłaś.
-Przepraszam,
ale to nie pani interes.
-Ależ
owszem, mój. Bo nie mogę patrzeć na syna, który na oczach całego świata stacza
się na samo dno.
-No
tak, co powiedziałyby media.. no nie?
-Przestań
tak ze mną rozmawiać.
-Proponowałam
to od początku, jednak ty uparłaś się.
-Zaprosiła
mnie tutaj twoja matka.
-Zdążyłam
się domyśleć.
-Nie
wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się jaki miałaś powód wyjeżdżając bez słowa!-
podniosła głos, a wzdłuż kręgosłupa Emily przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
-Ja
nie chciałam skrzywdzić Toma, naprawdę.- głos jej zadrżał.- Jestem chora. Odkąd
wyjechałam prawie nie opuszczam szpitala. Niezliczone operacje, które nic nie
dają wykańczają mój organizm. Nie chciałam być dodatkowym obciążeniem. Życie
Toma jest zbyt intensywne, a ja potrzebuję stałej opieki. Nie mogę nawet wyjść
sama na spacer, bo jestem tak wycieńczona, że w każdej chwili mogę zemdleć.
Poza tym, ja prawie nie widzę, Simone. Okulary i szkła kontaktowe towarzyszyły
mi od czasu wypadku samochodowego w dzieciństwie, ale wtedy lekarze dawali mi
szanse. Teraz wzruszają tylko bezradnie ramionami i wysyłają do kolejnych klinik.
Moi rodzice są załamani, ja też sobie z tym nie radzę. Nie mam siły żyć na
świecie, którego nie mogę zobaczyć. Ciągły stres spowodowany całą tą sytuacją,
niszczy mnie od środka. Zobacz jak ja wyglądam! Same kości.. Ale nie potrafię
się przełamać i walczyć. W domu robię dobrą minę, bo muszę. Nie zniosłabym
świadomości, że przeze mnie rodzice załamaliby się jeszcze gorzej. Gdybym
została z Tomem, w pewnym momencie stwierdziłby, że żyje ze mną tylko z
obowiązku i współczucia. A ja nie byłabym w stanie tego znieść. On jest młody,
sławny i bogaty. Może mieć wszystko to, czego zapragnie. Na co przydatna byłaby
kaleka u jego boku? Połowę każdego dnia musiałby spędzić ze mną w szpitalu. On
kocha to, co robi i jak żyje. Nie potrafiłam mu tego zabrać. Nie umiałam odciąć
go od sensu jego życia.
-A
czy nie zastanawiałaś się nad tym, że to właśnie ty jesteś tym sensem…?