Jest mnie tutaj jak na lekarstwo, wiem. Ale wiem też, że zawsze mogę tutaj przyjść i zaszyć się w tych wyimaginowanych słowach.
Jestem słaba i bardzo Was potrzebuję. Jak nigdy wcześniej.
Pisząc to opowiadanie nie sądziłam, że kiedyś będzie tak trudno, że problemy Emily staną się po części moimi problemami - możliwe, iż jestem chora. Ilość sprzecznych informacji, jakie spływają do mnie od czterech miesięcy, czasami mnie załamuje.
Najgorsze jest czekanie.
__________
-Wiesz
sądzę, że on naprawdę się zmienił. Jakby wydoroślał.. – mówiła głaszcząc jej
mokre czoło – Przyznaję, że nie przepadałam za nim kiedyś przez to, że był taki
lekkomyślny i zadufany w sobie. Cały ten czas zastanawiałam się, co ty w nim
widzisz i bałam się, że któregoś dnia staniesz przed naszymi drzwiami ze łzami
w oczach, które wylewać będziesz przez niego.
-Doczekałaś
się.
-To
nie tak. Nie chciałam tylko żebyś cierpiała przez takiego dzieciaka.
-Dobrze
wiesz, że moje odejście było spowodowane czymś innym.
-Wiem.
-Ja
naprawdę byłam z nim szczęśliwa. Nauczyłam się żyć w jego świecie, choć nigdy
za nim nie przepadałam. Ale kochałam go tak, że zgodziłabym się żyć w nim tylko
dlatego, aby on mógł się spełniać.
-A
co z tobą?
-Ja
byłam najmniej ważna.
-Byłaś
i jesteś dorosła, nie mogę namawiać cię do zmian, pomimo iż jestem twoją matką.
To twoje życie Emily. Skoro uważasz, że jest ci lepiej bez niego, to ja
przyjmuję to z uśmiechem.
-Wcale
tak nie jest, sama dokładnie o tym wiesz.
-Każda
matka byłaby dumna z takiego dziecka, jak ty.
-To,
że poświęciłam swoje uczucia, nie oznacza, że jestem bohaterką narodową. –
przymknęła powieki i naciągnęła koc na swe chude ramiona – Chciałam tylko, aby
z naszej dwójki chociaż on był szczęśliwy…
-Postąpiłaś
bardzo szlachetnie, ale czy ty kiedykolwiek zastanowiłaś się, czy osiągnęłaś
swój cel? Czy Tom bez ciebie jest naprawdę szczęśliwy?
-Samo
to, że nie żyje z ślepą dziewczyną, jest jego największym szczęściem.
*
Przemierzył
kilkadziesiąt kilometrów w totalnej ciszy. Nawet silnik jego samochodu, na który
ostatnimi czasy tak narzekał, jakby zamknął się na ten czas. Myślał,
kalkulował.. Czuł w sobie nie małą siłę, a już za chwilę bezradność, w której
się topił. Przerażała go myśl, że jest niewidoma. Podtrzymywał przy równym
oddechu zaś fakt, że czuje do niej coś nieokreślonego i bezgranicznie mocnego.
Tak, to już dorosłość.
Z
amoku wyrwał go dźwięk kontrolki, która poinformowała go o niskim poziomie
benzyny w zbiorniku. Westchnął cichutko i zjechał na lewy pas, aby zawrócić do
najbliższej stacji. Kiedy już się na niej znalazł, zapadał zmrok. Wysiadł
niepostrzeżenie i podszedł do okienka, w którym siedziała jakaś kobieta. Po
drodze mruknął do przechodzącego pracownika, aby ten zatankował do pełna.
-Dobry
wieczór. – wyszeptał sucho.
-Dobry
wieczór. Coś podać?
-Tak.
Paczkę Mallboro i płacę za benzynę. – wymówił szybko, jakby bał się, że za
chwilę zostanie przyłapany na przestępstwie. – Mogę płacić kartą?
-Tak,
oczywiście. – zażenowany swoim głupim pytaniem, wyjął kartę kredytową i podał
jej ekspedientce. Szybko wpisał potrzebny pin, a następnie w blasku światła
odbitego spotkał jej rozochocony wzrok.
-Tom
Kaulitz? – zapytała z szerokim uśmiechem – Moja córka przepada za wami i za
waszą muzyką. Bardzo cieszyła się, kiedy miałeś dziewczynę. I ten ślub… bardzo
przeżywała to wszystko i całym sercem była z tobą… A co dzieje się teraz z
Emily?
-Takie
gadanie chyba nie należy do obowiązków ekspedientki na stacji benzynowej,
prawda?- zapytał ze sarkazmem i prawie wyrwał jej kartę z rąk.
-Byłam
wścibska. Przepraszam.
-Dobranoc.
Zapalił
papierosa i odjechał z piskiem opon. Nie chciał wracać do domu, ale i nie
chciał jechać spać do Andreasa. Pragnął spokoju i kroplę czułości, jakiej nie
dostawał już nawet od własnej matki.
*
-Emily!
Nareszcie odebrałaś telefon. Przepraszam, że to wszystko tak wyszło. Ale ja
byłem tam, tuż obok w sąsiednim pokoju. Ktoś zemdlał i poszukiwali lekarza.
Pobiegłem tam tylko na chwilę, a kiedy wróciłem spotkałem tylko rozłoszczonego
Kaulitza, który był mega wkurzony na brata. Od nikogo nie dowiedziałem się nic
konkretnego.. A potem ty nie odbierałaś telefonu. Nawet nie wiem, jak mam cię
przepraszać…
-Nie
ma sprawy Jake. Nie jestem na ciebie zła, a teraz przepraszam, ale jestem
zmęczona. Dobranoc. – odrzuciła telefon, nie mogąc słuchać już natłoku jego
słów. Choć wiedziała, że sprawia mu przykrość, to teraz zbyt bardzo ją
irytował, aby mogła cokolwiek sensownego wydukać.
*
-Mówił ci ktoś, że czasami
jesteś strasznie irytujący?
-Tak, ty tydzień temu.
-Dzisiaj to stwierdzam
ponownie.
-Dzięki.
-I nic z tym nie zrobisz?
-Nie.
-Nawet jeśli cię o to
poproszę?
-Jeśli się zmienię, to nie
będę już tą osobą, w której się zakochałaś. – odparł, cwaniacko zagryzając
dolną wargę.
-Skąd ci przyszło do głowy,
że jestem tobie zakochana?
-Mówisz tym każdej nocy,
kiedy na dobranoc, całuję twój nagi obojczyk.
-Sarkastyczny egoista. –
rzuciła i powróciła do czytania książki.
-Chyba mi nie powiesz, że to
jak twoje ciało wzdryga przy moim dotyku, nie jest na to dowodem?
-I w dodatku, zakochany w
sobie.
-A ja i tak wiem, że kochasz
tego sarkastycznego, zakochanego w sobie egoistę.
-Tak, kocham cię właśnie za
te cechy.
Kiedy
otworzył oczy, ziewnął przy tym doniośle. Potarł ramiona, na których widoczna
była gęsia skórka, którą nabył przez całą noc spędzoną w samochodzie, na
parkingu marnego marketu. Przetarł zaspane jeszcze oczy i otworzył drzwi
samochodu. Wysiadł, wyprostował kości i zapalił, delektując się każdym
wciąganym do swych płuc kłębkiem dymu.
*
-Mamo,
gdyby pojawił się Jake, wymyśl coś, abym nie musiała się z nim widzieć.
-Już
tutaj był..
-Jak
to?
-Wstąpił,
kiedy rano jechał do szpitala. Przywiózł kwiaty i przeprosiny za wczoraj. –
powiedziała z uśmiechem. – Dzwonił również tato, mówił że wraca za trzy dni.
-To
super.
-Ma
dla nas prezenty.
-Podwójne
super. – zmarszczyła czoło i oparła się o framugę drzwi kuchennych.
-Ubierz
kapcie, bo zachorujesz. Mas bose stopy.
-Nie
mogłam znaleźć.
-Zaraz
ci przyniosę. – ucałowała jej policzek i szybko pobiegła na górę, w
poszukiwaniu obuwia. Emily usiadła za kuchennym stołem i oparła głowę za swoich
rękach. Po chwili jednak wyczuła różany zapach, którymi pachniały zapewne owe
kwiaty. Wstała i wysunęła prawą dłoń do przodu, aby móc namacać przeszkody. Po
chwili poczuła opuszkami palców delikatne kształty róż, z których usunięte
zostały starannie kolce. Uśmiechnęła się mimo woli i szczelniej okryła swoje
ciało szlafrokiem, kiedy w domu dał się słyszeć dzwonek do drzwi.
-Mamo!
-Tak,
już schodzę. – usłyszała z daleka, a po chwili dochodził dźwięk zbiegających po
schodach stóp. – Proszę, znalazłam. Były w łazience. – mówiła radośnie, i
podała córce zagubione kapcie.
-Mamo,
jeśli to Jake, to wymyśl coś. Jeszcze śpię, albo już wyszłam. – mówiła szybko –
Ja będę w salonie.
-Dobrze,
ale wiesz że rozmowy z nim nie unikniesz.
-Tak,
tak wiem.
Blondwłosa
szybko udała się do salonu, gdzie zamykając za sobą drzwi, cichutko usiała na
kanapie i przysłuchiwała się rozmowie zza ściany.
*
Serce
nie biło mi tak jeszcze chyba nigdy. Tekst, który ułożyłem sobie w nocy, teraz
ulotnił się gdzieś w przestworzach, co strasznie mnie irytowało i dokładało mi
dodatkowo więcej stresu.
‘zerwany nocą kwiat. już
czas.
-To
ty. – usłyszałem zaraz po otwarciu drzwi. – Przepraszam, nie spodziewałam się
ciebie. – wydukała po chwili i otworzyła szerzej drzwi. – Zapraszam, wejdź. Nie
będziemy rozmawiać w drzwiach.
-Dzień
dobry. – powiedziałem po chwili. – Przepraszam, że o takiej porze i bez
uprzedzenia, ale bałem się, że gdy zawiadomię państwa o swojej wizycie, nie
zastanę w domu Emily.
-Ach
Tom, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł. – powtarzała teksty z wczorajszego
dnia. – To znaczy.. Emily jest, ale nie licz na wiele. Nawet nie wiem czy cię
przyjmie. Poza tym, ja nie chcę, aby ona znów cierpiała, zrozum. – jej potok
słów powodował, że znów zacząłem wątpić w swoje przemyślenia i postanowienia.
-Chcę
tylko z nią porozmawiać, nic więcej. – wydukałem na jednym wydechu i wtedy
zobaczyłem, jak z boku otwierają się drzwi.
-Jeśli
to ma pomóc, to porozmawiajmy.
-Em..
?
-Daj
spokój mamo, nie możemy tego przeciągać. – wyszeptała ze spuszczonym wzrokiem,
a moje wnętrzności zamarzały od środka. – Daj mi tylko 10 minut, Tom. No może
więcej, bo sam rozumiesz, ślepi potrzebują więcej czasu..
-Em!
– Marie nie wytrzymała, a ja w ogóle nie zareagowałem.
Stałem tak ze wzrokiem
wlepionym w jej postać. Czułem się, jakby ktoś dał mi narkozę i odliczając
czekał, aż zasnę. Na prośbę Marie, nieprzytomnym krokiem podążyłem do kuchni,
gdzie usiadłem i zamknąłem oczy. Niewyobrażalność rzeczy niewyobrażalnych. Zawsze
moim największym strachem było najgorsze wspomnienie z dzieciństwa. Byłem wtedy
tylko dzieckiem. Tylko i aż! Niektórym wydaje się, że dzieci nie czują tego co
dorośli, nie rozumieją świata, który otacza ich ze wszystkich stron. Mógłbym
powiedzieć wiele na ten tema Jestem żywym dowodem, że to nie prawda! Byłem
tylko dzieckiem, ale czułem aż za dużo. Do dziś nęka mnie ta wizja, jak on
wychodzi z czarną torbą w ręce. Nie ogląda się za siebie. Nie szuka Nas
wzrokiem, tylko po prostu wychodzi. Wsiada do swojego auta. Ten pamiętny pisk
opon i kłębka szarego pyłu, który uniósł się za odjeżdżającym samochodem.
Pamiętam. Razem z Billem siedziałem wtedy w jego pokoju, przy malutkim oknie.
Drżałem, ale nie z zimna, tylko ze strachu. Bo już wtedy wiedziałem, że dzieje
się coś złego. Poznałem to po podniesionym tonie głosu ojca, po łzach
spływających po delikatnych policzkach mamy. I ten niezapomniany trzask
frontowych drzwi. Do dziś, w najgorszych nocnych koszmarach, on mnie
prześladuje. Czuję wtedy, jakby ktoś wyrywał mi duszę z odłamkiem serca, które
zaczyna bić szalenie szybko, jakby za chwilę miało wyskoczyć.
Krzyczysz, że to
niesprawiedliwe! Mówisz, że miałeś wtedy tylko 6 lat!
Szepczesz, że byłeś
dzieckiem. Dzieckiem, które widziało i usłyszało wtedy za wiele.
-Jest
na górze. Możesz do niej iść. – usłyszałem w końcu tuż za plecami. – Tylko
proszę spraw, aby już nie płakała.
A serce przestało bić.