piątek, 4 listopada 2016

10. Świadoma abstrakcyjność spojrzenia na świat.

       
        Studiowała dziennikarstwo, bo od zawsze chciała pracować ze sławnymi ludźmi. Interesował ją świat show biznesu, wywiady i zbieranie autografów do specjalnie założonego zeszytu.
Może była zbyt naiwna, jednak wierzyła, że będzie się w tym zawodzie w pewnym sensie spełniać. Że będzie spełniać swoje marzenia. Chciała połączyć pasję z miłością. Tak jakby życie ze śmiercią.


-Mamo, poznałam… poznałam chłopaka. Tylko nic nie mów, proszę. Dam sobie radę. Nie musisz bać się o studia, naprawdę. To jest mój priorytet.. ale ja, mamo ja chyba się zakochałam. Chyba przepadłam. Ugrzęzłam, jak martwy w swym skromnym grobie. Zakochałam się, och.


        Życie ją upokorzyło. Kazało uczyć się na nowo całego świata ze wszystkimi jego elementami, i to na jeden raz. Marzenia legły w gruzach. Nie miała już swojej miłości. Nie miała już swoich marzeń. Poddała się już na samym starcie, popełniając tym samym największy błąd w swoim życiu. Ale ona tylko się bała. Nie umiała przezwyciężyć tych szeptów i cichych śmiechów za plecami, kiedy chociażby szła ulicą. Idąc, czuła że jest pośmiewiskiem własnej osoby.

‘Jestem pośmiewiskiem swoich marzeń. Swojej miłości i Twoim.


*


-Kiedy będą na lotnisku?
-Około wieczora. Nie znam dokładnie godziny, bo ponoć samolot miał opóźnienie już na starcie.
-Jedziesz z ochroną po nich?
-Nie, nie chcę tłoku.
-Przecież to też twój zespół.
-Mamo, to czas Billa. To jego wielki powrót, nie chcę się wpychać.- mówił naciskając na ostatnie zdanie. Przełożył stronę gazety, która miał rozłożoną na kolanach i zignorował głośne westchnięcie matki.
-Mam nadzieję, że w końcu dowiem się co jest między wami.
-A co ma być?
-No właśnie to chciałabym wiedzieć. Zachowujecie się obaj, jak najwięksi wrogowie.
-Może nimi jesteśmy?
-Przestań Tom, musisz porozmawiać z Billem i wszystko sobie wyjaśnić.
-Tak myślałem..- zaśmiał się gorzko-Znów ja będę musiał się płaszczyć przed Wielkim Billem.- wstał gwałtownie i rzucił gazetą w kąt-Ale uprzedzam cię już teraz, nie mam takiego zamiaru. Kiedy on tutaj dzisiaj wróci, mnie już nie będzie.- ściszył głos i wyszedł z pokoju, ocierając spadającą łzę.


‘Bycie tym drugim, gorszym… Bycie takim kimś w oczach matki, to najgorsza kara, jaka może spotkać dziecko.


        Wziął szybki prysznic i zmienił ubranie. Założył czarne, jeansowe spodnie i żółtą koszulkę z dziwnym napisem. W jego mniemaniu byłą to pierwsza lepsza ze sklepowej półki, jednak w rzeczywistości kosztowała majątek. Nie dobierał zbędnych dodatków, tylko zarzucił na ramiona czarną bluzę, a spod łóżka wyciągnął swoją podróżną torbę. W szybkim tempie spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy z pokoju i łazienki, a następnie szybko zbiegł na dół.
-Wybierasz się gdzieś?- zapytała Simone, siedząc w kuchni przy kubku kakao.
-Powiedzmy, że się wyprowadzam.- mruknął, ubierając buty.
-Ty nie mówisz poważnie?
-Niestety mamo, mówiłem poważnie. Nie zniosę mieszkania z Billem, po prostu.- mówił zbierając klucze z blatu stoliczka.- Do zobaczenia, kocham cię mamuś.- musnął jej skórę na policzku i wyszedł, nie czekając na reakcję swojej rodzicielki.


-Pomożesz?- westchnął, delikatnie wskazując na podróżną torbę. Blond włosy mruknął coś pod nosem i cichutko się zaśmiał.
-Byłem pewny, że dzisiaj będziemy spać razem.
-Nie drwij. Jutro sobie czegoś poszukam.
-Ty? Ty, chcesz znaleźć hotel w Berlinie i spokojnie w nim spać?
-Chcę pokazać Billowi, że nie zależy mi na relacjach z nim.
-A nie zależy ci?
-Zależy… cholernie zależy, ale na Billu… a nie na tym, co z niego pozostało.
-Wejdź, mam zaopatrzenie.- uśmiechnął się szeroko i poklepał go po plecach-Wszystko się ułoży.
-Chciałbym.- wyszeptał-Zaparkowałem za domem. Nie chciałem wzbudzać zainteresowania.
-Luz.


*


Kwestia czasu.



To właśnie On
Skradł jej cały świat
Życia sens, oddech, oczu blask
To On
Rzucił na nią czar
By strącić w przepaść
To On
Przecież winny jest
Wszystkich cichych łez
Które skrywają w sobie dusze zranionych kobiet



        Ubrała zwiewną, niebieską sukienkę, która doradziła jej mama i dobrała do tego delikatna biżuterię. Przeczesała szczotką długie blond włosy, a rodzicielka pomogła pomalować delikatnie jej twarz. Uśmiechała się, sama nie widząc dlaczego. Minęło kilka tygodni, a ona rozkwitła z małego pączka róży.
-Będzie dobrze, zobaczysz. Oczarujesz ich na samym wejściu.
-Oj mamo.
-Poza tym Jack ci pomoże, gdyby coś. Tylko musisz uwierzyć, że dasz radę.
-No tak, w radiu pracować może i ślepa.
-Kurczę, córeczko! Jesteś piękną, młodą dziewczyną, która ma charyzmę i jak nikt inny nadaje się na ten staż.
-Powiedzmy.
Chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi. Emily zebrała wszystkie potrzebne rzeczy do torebki i wolnym krokiem podeszła do drzwi.
-Gotowa?- usłyszała, gdy tylko otworzyła drzwi.
-Tak, jasne. Dzięki, że przyjechałeś. Nie zniosłabym jazdy taksówką.
-Cała przyjemność po mojej stronie. –musną ustami delikatnie jej policzek i pomógł wsiąść do samochodu.


‘nieprzewidywalność chwili.


        Zajechali pod studio radiowe. Jake, rasowy dżentelmen, pomógł jej wysiąść i zaprowadził do studia. Dziewczyna raz po raz poprawiała duże, ciemne okulary przeciw słoneczne, denerwując się gorzej niż przed maturą. Wiedziała, że na starcie skreśla ją z listy jej ślepota, ale jakoś tak, wspierając się częściowo na ramieniu młodego doktora, zapominała o tym, choćby na ułamek sekundy.

*


Zapach jego perfum unosił się w powietrzu, powodując zamęt w jej głowie. W dodatku to był on, ten, którego kształt dłoni rozpozna w tłumie wrzeszczących kibiców.


        Przecierał oczy raz, po raz i nie wierzył, kogo tutaj widzi. Znudzony i jak zawsze, potępiany przez Billa siedział wcześniej i pokornie czekał na sesję, którą mieli im zrobić na drugim piętrze tegoż to budynku. A teraz, na drugim końcu sali widział, jak stoi jego zagubione serce i szeroko uśmiecha się do nieznajomego mężczyzny. W jej ruchach dostrzegał zdenerwowanie i w pewnym sensie zażenowanie swoim kalectwem. Przez ten czas, od kiedy zobaczyli się u niego w domu, dużo myślał o niej i o tym, że jest niewidoma. Szczerze mówiąc, nie przyjmował tego do świadomości, chociaż starał się, jak tylko umiał. Wciąż wydawało mu się to takie nierealne, bo jak to, jego najukochańsza księżniczka nic nie widzi? Nie zauważa tych ostrych promieni słońca, które koloryzowały mu skórę, kiedy siedział na balkonie Andreasa. Nie dostrzega, że księżyc dzisiejszej nocy jest większy od poprzedniej?


‘świadoma abstrakcyjność spojrzenia na świat.


        Kiedy przechodziła obok sofy, na której siedzieli członkowie zespołu, Tom opuścił głowę, wzdrygając. Żaden z pozostałych mężczyzn nie rozpoznał w tej dziewczynie, swojej przyjaciółki. A ona, niczego nieświadoma, przeszła obok, zastanawiając się, jak wyglądają teraz jego oczy. Czy się zmieniły, czy może znów są takie zabawne. Z tańczącymi iskierkami, na przemian z bólem przeszywającym na wskroś. Jake za to, kiedy przechodzili, zauważył jakie osobistości siedząc tuż obok. Chytrość jego planu była bardzo prosta, chwycił mocniej jej dłoń i przyspieszył kroku, tłumacząc to jakąś głupią wymówką. Pomimo iż był zakochany, to nie był głupi. Spodziewał się, czym mogłoby skutkować takie spotkanie, a przecież tak bardzo nie chciał jej stracić…



*


-Nawet nie próbuj…- wyszeptał, widząc jak czarnowłosy zbliża się do poczekalni.
-Chcę z nią tylko porozmawiać.
-Słuchaj, ja nic do ciebie nie mam, ale nie pozwolę, aby ona znów cierpiała. Wiesz ile nas kosztowało, aby Emily w końcu tutaj przyszła?
-Nas?- zadrwił nieprzyjemnie.
-Tom proszę cię tylko o jedno, odejdź.
-Boisz się, że do mnie wróci?
-Nie, bo jeśli takie byłoby jej życzenie, to spełniłbym je od razu.- wypowiedział te słowa spokojnie, oddychając równomiernie. 

'Bo kochać Kogoś, to dbać o Jego szczęście.