Studiowała
dziennikarstwo, bo od zawsze chciała pracować ze sławnymi ludźmi. Interesował
ją świat show biznesu, wywiady i zbieranie autografów do specjalnie założonego
zeszytu.
Może
była zbyt naiwna, jednak wierzyła, że będzie się w tym zawodzie w pewnym sensie
spełniać. Że będzie spełniać swoje marzenia. Chciała połączyć pasję z miłością.
Tak jakby życie ze śmiercią.
-Mamo, poznałam… poznałam
chłopaka. Tylko nic nie mów, proszę. Dam sobie radę. Nie musisz bać się o
studia, naprawdę. To jest mój priorytet.. ale ja, mamo ja chyba się zakochałam.
Chyba przepadłam. Ugrzęzłam, jak martwy w swym skromnym grobie. Zakochałam się,
och.
Życie
ją upokorzyło. Kazało uczyć się na nowo całego świata ze wszystkimi jego
elementami, i to na jeden raz. Marzenia legły w gruzach. Nie miała już swojej
miłości. Nie miała już swoich marzeń. Poddała się już na samym starcie,
popełniając tym samym największy błąd w swoim życiu. Ale ona tylko się bała.
Nie umiała przezwyciężyć tych szeptów i cichych śmiechów za plecami, kiedy
chociażby szła ulicą. Idąc, czuła że jest pośmiewiskiem własnej osoby.
‘Jestem pośmiewiskiem swoich
marzeń. Swojej miłości i Twoim.
*
-Kiedy
będą na lotnisku?
-Około
wieczora. Nie znam dokładnie godziny, bo ponoć samolot miał opóźnienie już na
starcie.
-Jedziesz
z ochroną po nich?
-Nie,
nie chcę tłoku.
-Przecież
to też twój zespół.
-Mamo,
to czas Billa. To jego wielki powrót, nie chcę się wpychać.- mówił naciskając
na ostatnie zdanie. Przełożył stronę gazety, która miał rozłożoną na kolanach i
zignorował głośne westchnięcie matki.
-Mam
nadzieję, że w końcu dowiem się co jest między wami.
-A
co ma być?
-No
właśnie to chciałabym wiedzieć. Zachowujecie się obaj, jak najwięksi wrogowie.
-Może
nimi jesteśmy?
-Przestań
Tom, musisz porozmawiać z Billem i wszystko sobie wyjaśnić.
-Tak
myślałem..- zaśmiał się gorzko-Znów ja będę musiał się płaszczyć przed Wielkim
Billem.- wstał gwałtownie i rzucił gazetą w kąt-Ale uprzedzam cię już teraz,
nie mam takiego zamiaru. Kiedy on tutaj dzisiaj wróci, mnie już nie będzie.-
ściszył głos i wyszedł z pokoju, ocierając spadającą łzę.
‘Bycie tym drugim, gorszym…
Bycie takim kimś w oczach matki, to najgorsza kara, jaka może spotkać dziecko.
Wziął
szybki prysznic i zmienił ubranie. Założył czarne, jeansowe spodnie i żółtą
koszulkę z dziwnym napisem. W jego mniemaniu byłą to pierwsza lepsza ze
sklepowej półki, jednak w rzeczywistości kosztowała majątek. Nie dobierał
zbędnych dodatków, tylko zarzucił na ramiona czarną bluzę, a spod łóżka
wyciągnął swoją podróżną torbę. W szybkim tempie spakował kilka
najpotrzebniejszych rzeczy z pokoju i łazienki, a następnie szybko zbiegł na
dół.
-Wybierasz
się gdzieś?- zapytała Simone, siedząc w kuchni przy kubku kakao.
-Powiedzmy,
że się wyprowadzam.- mruknął, ubierając buty.
-Ty
nie mówisz poważnie?
-Niestety
mamo, mówiłem poważnie. Nie zniosę mieszkania z Billem, po prostu.- mówił zbierając
klucze z blatu stoliczka.- Do zobaczenia, kocham cię mamuś.- musnął jej skórę
na policzku i wyszedł, nie czekając na reakcję swojej rodzicielki.
-Pomożesz?-
westchnął, delikatnie wskazując na podróżną torbę. Blond włosy mruknął coś pod
nosem i cichutko się zaśmiał.
-Byłem
pewny, że dzisiaj będziemy spać razem.
-Nie
drwij. Jutro sobie czegoś poszukam.
-Ty?
Ty, chcesz znaleźć hotel w Berlinie i spokojnie w nim spać?
-Chcę
pokazać Billowi, że nie zależy mi na relacjach z nim.
-A
nie zależy ci?
-Zależy…
cholernie zależy, ale na Billu… a nie na tym, co z niego pozostało.
-Wejdź,
mam zaopatrzenie.- uśmiechnął się szeroko i poklepał go po plecach-Wszystko się
ułoży.
-Chciałbym.-
wyszeptał-Zaparkowałem za domem. Nie chciałem wzbudzać zainteresowania.
-Luz.
*
Kwestia czasu.
To właśnie On
Skradł jej cały świat
Życia sens, oddech, oczu
blask
To On
Rzucił na nią czar
By strącić w przepaść
To On
Przecież winny jest
Wszystkich cichych łez
Które skrywają w sobie dusze
zranionych kobiet
Ubrała
zwiewną, niebieską sukienkę, która doradziła jej mama i dobrała do tego
delikatna biżuterię. Przeczesała szczotką długie blond włosy, a rodzicielka
pomogła pomalować delikatnie jej twarz. Uśmiechała się, sama nie widząc
dlaczego. Minęło kilka tygodni, a ona rozkwitła z małego pączka róży.
-Będzie
dobrze, zobaczysz. Oczarujesz ich na samym wejściu.
-Oj
mamo.
-Poza
tym Jack ci pomoże, gdyby coś. Tylko musisz uwierzyć, że dasz radę.
-No
tak, w radiu pracować może i ślepa.
-Kurczę,
córeczko! Jesteś piękną, młodą dziewczyną, która ma charyzmę i jak nikt inny
nadaje się na ten staż.
-Powiedzmy.
Chwilę
później rozległ się dzwonek do drzwi. Emily zebrała wszystkie potrzebne rzeczy
do torebki i wolnym krokiem podeszła do drzwi.
-Gotowa?-
usłyszała, gdy tylko otworzyła drzwi.
-Tak,
jasne. Dzięki, że przyjechałeś. Nie zniosłabym jazdy taksówką.
-Cała
przyjemność po mojej stronie. –musną ustami delikatnie jej policzek i pomógł
wsiąść do samochodu.
‘nieprzewidywalność chwili.
Zajechali
pod studio radiowe. Jake, rasowy dżentelmen, pomógł jej wysiąść i zaprowadził
do studia. Dziewczyna raz po raz poprawiała duże, ciemne okulary przeciw
słoneczne, denerwując się gorzej niż przed maturą. Wiedziała, że na starcie
skreśla ją z listy jej ślepota, ale jakoś tak, wspierając się częściowo na
ramieniu młodego doktora, zapominała o tym, choćby na ułamek sekundy.
*
Zapach
jego perfum unosił się w powietrzu, powodując zamęt w jej głowie. W dodatku to
był on, ten, którego kształt dłoni rozpozna w tłumie wrzeszczących kibiców.
Przecierał
oczy raz, po raz i nie wierzył, kogo tutaj widzi. Znudzony i jak zawsze,
potępiany przez Billa siedział wcześniej i pokornie czekał na sesję, którą
mieli im zrobić na drugim piętrze tegoż to budynku. A teraz, na drugim końcu sali
widział, jak stoi jego zagubione serce i szeroko uśmiecha się do nieznajomego
mężczyzny. W jej ruchach dostrzegał zdenerwowanie i w pewnym sensie zażenowanie
swoim kalectwem. Przez ten czas, od kiedy zobaczyli się u niego w domu, dużo
myślał o niej i o tym, że jest niewidoma. Szczerze mówiąc, nie przyjmował tego
do świadomości, chociaż starał się, jak tylko umiał. Wciąż wydawało mu się to
takie nierealne, bo jak to, jego najukochańsza księżniczka nic nie widzi? Nie
zauważa tych ostrych promieni słońca, które koloryzowały mu skórę, kiedy
siedział na balkonie Andreasa. Nie dostrzega, że księżyc dzisiejszej nocy jest
większy od poprzedniej?
‘świadoma abstrakcyjność
spojrzenia na świat.
Kiedy
przechodziła obok sofy, na której siedzieli członkowie zespołu, Tom opuścił
głowę, wzdrygając. Żaden z pozostałych mężczyzn nie rozpoznał w tej
dziewczynie, swojej przyjaciółki. A ona, niczego nieświadoma, przeszła obok,
zastanawiając się, jak wyglądają teraz jego oczy. Czy się zmieniły, czy może
znów są takie zabawne. Z tańczącymi iskierkami, na przemian z bólem
przeszywającym na wskroś. Jake za to, kiedy przechodzili, zauważył jakie
osobistości siedząc tuż obok. Chytrość jego planu była bardzo prosta, chwycił
mocniej jej dłoń i przyspieszył kroku, tłumacząc to jakąś głupią wymówką. Pomimo
iż był zakochany, to nie był głupi. Spodziewał się, czym mogłoby skutkować
takie spotkanie, a przecież tak bardzo nie chciał jej stracić…
*
-Nawet
nie próbuj…- wyszeptał, widząc jak czarnowłosy zbliża się do poczekalni.
-Chcę
z nią tylko porozmawiać.
-Słuchaj,
ja nic do ciebie nie mam, ale nie pozwolę, aby ona znów cierpiała. Wiesz ile
nas kosztowało, aby Emily w końcu tutaj przyszła?
-Nas?-
zadrwił nieprzyjemnie.
-Tom
proszę cię tylko o jedno, odejdź.
-Boisz
się, że do mnie wróci?
-Nie,
bo jeśli takie byłoby jej życzenie, to spełniłbym je od razu.- wypowiedział te
słowa spokojnie, oddychając równomiernie.
'Bo kochać Kogoś, to dbać o Jego szczęście.