A
teraz, ćwiczenie dla ciebie. Skup się. Zamknij oczy i wytęż słuch. Czy
słyszysz? Słyszysz jak świat oddycha? Czy dostrzegasz ten każdy szmer wokół
ciebie? Czy muzyka, być może lecąca gdzieś w tle, nie napawa cię optymizmem lub
pesymizmem? A może masz ochotę coś napisać, coś powiedzieć? A może śmiać się
lub płakać? Czy czasami w takiej ciszy nie wydaje ci się, że ściany się schodzą
i szeptają między sobą? Że podłoga jęczy i płacze, a kaktusy w kolorowych doniczkach
uśmiechają się szeroko do ciebie?
Ohhh wyobraźnio, gdzie ty się
podziewasz?!
Kochał
każdą setną milimetra jej ciała. Każdy wzgórek, krosteczkę i ten pieprzyk pod
lewym okiem. Kochał jej grymasy, kiedy się złościła i to, jak marszczyła nosek,
kiedy prawił jej komplementy. Czy to była miłość? Z jego strony, zdecydowanie
tak. A może tylko fascynacja? Nie wiedział. Uwielbiał patrzeć na nią, słuchać
ją i rozmawiać. Jake próbował ułatwiać jej bycie niewidomą, jak tylko mógł..
ale nie mógł.
…bo ona. Ona żyła w innej rzeczywistości. Tam, gdzie poduszki
pachniały Jego wodą kolońską, a oczy same śmiały się do Niego.
*
Kochaj. Kochaj tak mocno, a
zarazem delikatnie.
Nie
oddychała. A może oddychała, ale tak cicho, że nie było słychać. Jej klatka
piersiowa unosiła się niewidocznie i opadała z hukiem, jakby szklany wazon
rozbijał się w drobny mak o łazienkowe kafelki. A więc oddychała.
Na
dworze bardzo się ściemniło. Ciemnoniebieskie zasłony były zasunięte do wpół, a
przez szpary wpadała drobna poświata ulicznego światła. Spała w półmroku.
Nakryta przesiąkniętym, jego zapachem ciała kocem, oddychała. Raz po raz
rzucając się we śnie, majacząc i roniąc łzy, głaskał jej porcelanowy policzek i
ściskał wychudzoną dłoń. Nie wierzył, że oto ona, jest tutaj. Świadomość tego,
paraliżowała każdą komórkę jego ciała, powodując zanik zmysłów i nieukrywaną
wrażliwość.
Płakał.
Serce
biło mu szybko, a dłonie drżały. Nie wiedział co ma robić, chociaż chciał tak
dużo. Kiedy, wyobrażał sobie jak to będzie, kiedy ją odnajdzie, tyle sobie
zaplanował, a teraz? Nie potrafił znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca.
Mruknęła,
potarła niezgrabnie dłonią prawy policzek, cichutko westchnęła. Do jej nozdrzy
doszedł znajomy zapach, a w głowie poczuła silny ból.
-Niemożliwe..-
wyszeptała, podpierając się na ręce i podnosząc główkę. Wyciągnęła do przodu
rękę i delikatnymi ruchami macała kolejne przedmioty. Wiedziała to, że nie była
u siebie. Do jej świadomości powracały wydarzenia z ostatnich minut, przed tym
jak znów, wycięczona i zaskoczona, zemdlała.
*
-Co
ty sobie wyobrażasz? Wracasz, jak gdyby nigdy nic i co?
-Szukałem
jej.
-To
chyba coś za słabo.- burknęła-Nie masz do niej żadnego prawa, rozumiesz? Nie
masz!- warknęła, wbijając mu palec wskazujący w tors.
-Zawsze
zazdrościłaś jej tego, że ma mnie.
-Nigdy
ciebie nie chciałam, Kaulitz. Jesteś obleśny i stuknięty. Zadufany w sobie
egoista, który sądzi, że słońce świeci tylko dla niego. Jak myślisz, dlaczego
ona od ciebie uciekła? No dlaczego?
-Zmieniłem
się.
-Ludzie
twojego pokroju nigdy się nie zmieniają.
-Jesteś
niesprawiedliwa.
-Ej,
ja jestem nie sprawiedliwa? A kto wczoraj bawił się w klubie? Kto pieprzył tą
dziwkę w tym obskurnym kiblu? No kto? Zmieniłeś się? Kiedy? Dzisiaj? Czy przed
paroma sekundami? Proszę, nie kompromituj się.- wyrzuciła ironicznie i minęła
go w przejściu.-Nie waż się nas zatrzymywać, ani z nią rozmawiać. Nawet nie
patrz, rozumiesz? Emily to za piękny widok, na twoją spieprzoną twarz.
Czy nie zauważasz, że
szczęście uciekło ci gdzieś tam, przez dziurę w dłoni?
-Nie
masz prawa zabraniać mi tego!
-Mam
większe prawo do niej, niż Bóg do całego świata.
-Tak
uważasz? A jej zdanie się nie liczy?
-To
właśnie jest moje zdanie.- wyszeptała, opierając główkę o framugę
drzwi.-Lauren, zabierz mnie do domu, proszę.- załkała. Jej długie, blond włosy
rozsypane beztrosko opadały jej n ramiona, a grzywką próbowała zasłonić swoją
twarz. Dłonie zaciskała na lekko pomiętej od snu, bordowej sukience, która znów
idealnie zakrywała jej szczupłą sylwetkę. Z przymkniętych powiek poleciało
kilka łez, które szybko otarła rękawkiem beżowego sweterka. Czuła, jak jego
oczy skierowane są na nią, jak sztyletuje ją wzrokiem. A ona tak bardzo chciała
ukryć to, co najważniejsze.
-Jedźmy
Lauren, proszę.- wyszeptała po raz drugi, widząc jak jej przyjaciółka nie
reaguje. Chciała sama postawić krok w przód, ale czuła, że dojście aż tutaj to
było maksimum jakie mogła wykonać.
-Lauren..-
ponowiła i wysunęła bosą stópkę w przód, puściła dłonią framugę drzwi i
zachwiała się, gdyż poczuła cichą przestrzeń pod stopą.
Ze łzami w oczach i szybkim
biciem serca. Upadała.
-Chodź,
pomogę ci.- podbiegła pospiesznie do niej.-Chodź słońce.
-Emily,
poczekaj. Porozmawiajmy.- odezwał się, zaciskając oczy.-Emily…
-Lauren,
proszę..- szeptała, kiedy ta pomagała jej wstać.-Szybciej, szybciej.
-Emily…
Emily… błagam… popatrz na mnie… porozmawiajmy!
-Ja
też błagam, odejdź.- warknęła Lauren, kiedy ten zastawił im drogę.
-Emily!
Proszę! Daj mi kilka minut, proszę.
-My
nie mamy o czym rozmawiać. Ja nie mam wyboru Tom, rozumiesz? Tak będzie
najlepiej.
-Najlepiej
dla kogo? Dla ciebie czy dla mnie?
-Dla
nas oboje.
-Daj
nam szansę…
-Nas
nie ma.
-Jak..
to.. ?
-Nie
ma już nas.. i nie może być.- łkała-Nie mogę spojrzeć ci w oczy, bo w nie, nie
trafię. Nie zobaczę tam nic. Nawet nie mogę powiedzieć ci, czy świeci jeszcze
słońce czy król nocy, zagościł już na swoim tronie. Nie umiem, nie potrafię.
Nie widzę cię Tom. Ale… cieszę się z tego, bo gdybym na ciebie teraz patrzyła,
odejście bolałoby kilka razy mocniej.
-Nie
wyobrażam sobie tego, jak stoję przed nim i mówię, że jestem niewidoma. Nie mam
pojęcia, jakby to wyglądało. Dlatego mamuś, on nigdy nie może się o tym
dowiedzieć. Zniszczyłabym tym samym, życie jego i moje, a tego już bym nie
zniosła. Tak więc, jakiekolwiek spotkanie moja i Toma nie wchodzi w grę. Nigdy.
Gdzie twój beztroski śmiech?
I spokój o każdy nasz dzień.
Gdzie takie szczęście do łez?
Ciągle pytasz bo myślisz, że wiem…
I spokój o każdy nasz dzień.
Gdzie takie szczęście do łez?
Ciągle pytasz bo myślisz, że wiem…
Gdzie twój stęskniony szept?
Bym cię zawsze przytulał do snu.
Dziś wszystko podzielić chcesz,
Lecz miłości nie przetniesz na pół.
Bym cię zawsze przytulał do snu.
Dziś wszystko podzielić chcesz,
Lecz miłości nie przetniesz na pół.
Mocno
tulił jej kruche ciało. Zatopił swoją twarz w jej blond włosach i upajał się
zapachem jej fiołkowego szamponu. Zatapiał się w szczęściu i uczuciu, którego
dopiero się uczył. A może tylko tak mu się wydawało?
-Żegnaj
Tom.- wsparta na ramieniu swojej przyjaciółki, przekroczyła wyjściowe drzwi.
Zatrzymaj
mnie, nie daj mi odejść.
Zapomnę
cię nie będzie już nic.
Cienie
we mgle, jak znajdę drogę?
Jutro
już nikt, a dziś jeszcze my…
Czucie
pustki, gdzieś tam w okolicach serca, sprowadza się czasami do łez. Ale czy
czułaś kiedyś się tak, jakbyś w środku nic nie miała. Jakby ktoś zrobił ci
zastrzyk z antybiotykiem, który rozpuścił twoje serce? Czułaś tak? Ona czuła…
-Mamuś, a gdybym do niej
poszedł.. ? Gdybym próbował porozmawiać?
-Nie oszukuj się Tom, sława
cię zniszczyła. A ty, zniszczyłeś Emily.