poniedziałek, 10 października 2016

9. Żyje nadal. To znaczy, tylko jej ciało.





        A teraz, ćwiczenie dla ciebie. Skup się. Zamknij oczy i wytęż słuch. Czy słyszysz? Słyszysz jak świat oddycha? Czy dostrzegasz ten każdy szmer wokół ciebie? Czy muzyka, być może lecąca gdzieś w tle, nie napawa cię optymizmem lub pesymizmem? A może masz ochotę coś napisać, coś powiedzieć? A może śmiać się lub płakać? Czy czasami w takiej ciszy nie wydaje ci się, że ściany się schodzą i szeptają między sobą? Że podłoga jęczy i płacze, a kaktusy w kolorowych doniczkach uśmiechają się szeroko do ciebie?


Ohhh wyobraźnio, gdzie ty się podziewasz?!


        Kochał każdą setną milimetra jej ciała. Każdy wzgórek, krosteczkę i ten pieprzyk pod lewym okiem. Kochał jej grymasy, kiedy się złościła i to, jak marszczyła nosek, kiedy prawił jej komplementy. Czy to była miłość? Z jego strony, zdecydowanie tak. A może tylko fascynacja? Nie wiedział. Uwielbiał patrzeć na nią, słuchać ją i rozmawiać. Jake próbował ułatwiać jej bycie niewidomą, jak tylko mógł.. ale nie mógł.


…bo ona.  Ona żyła w innej rzeczywistości. Tam, gdzie poduszki pachniały Jego wodą kolońską, a oczy same śmiały się do Niego.

 
*
 

Kochaj. Kochaj tak mocno, a zarazem delikatnie.


        Nie oddychała. A może oddychała, ale tak cicho, że nie było słychać. Jej klatka piersiowa unosiła się niewidocznie i opadała z hukiem, jakby szklany wazon rozbijał się w drobny mak o łazienkowe kafelki. A więc oddychała.
Na dworze bardzo się ściemniło. Ciemnoniebieskie zasłony były zasunięte do wpół, a przez szpary wpadała drobna poświata ulicznego światła. Spała w półmroku. Nakryta przesiąkniętym, jego zapachem ciała kocem, oddychała. Raz po raz rzucając się we śnie, majacząc i roniąc łzy, głaskał jej porcelanowy policzek i ściskał wychudzoną dłoń. Nie wierzył, że oto ona, jest tutaj. Świadomość tego, paraliżowała każdą komórkę jego ciała, powodując zanik zmysłów i nieukrywaną wrażliwość.


Płakał.


Serce biło mu szybko, a dłonie drżały. Nie wiedział co ma robić, chociaż chciał tak dużo. Kiedy, wyobrażał sobie jak to będzie, kiedy ją odnajdzie, tyle sobie zaplanował, a teraz? Nie potrafił znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca.


        Mruknęła, potarła niezgrabnie dłonią prawy policzek, cichutko westchnęła. Do jej nozdrzy doszedł znajomy zapach, a w głowie poczuła silny ból.
-Niemożliwe..- wyszeptała, podpierając się na ręce i podnosząc główkę. Wyciągnęła do przodu rękę i delikatnymi ruchami macała kolejne przedmioty. Wiedziała to, że nie była u siebie. Do jej świadomości powracały wydarzenia z ostatnich minut, przed tym jak znów, wycięczona i zaskoczona, zemdlała.


*


-Co ty sobie wyobrażasz? Wracasz, jak gdyby nigdy nic i co?
-Szukałem jej.
-To chyba coś za słabo.- burknęła-Nie masz do niej żadnego prawa, rozumiesz? Nie masz!- warknęła, wbijając mu palec wskazujący w tors.
-Zawsze zazdrościłaś jej tego, że ma mnie.
-Nigdy ciebie nie chciałam, Kaulitz. Jesteś obleśny i stuknięty. Zadufany w sobie egoista, który sądzi, że słońce świeci tylko dla niego. Jak myślisz, dlaczego ona od ciebie uciekła? No dlaczego?
-Zmieniłem się.
-Ludzie twojego pokroju nigdy się nie zmieniają.
-Jesteś niesprawiedliwa.
-Ej, ja jestem nie sprawiedliwa? A kto wczoraj bawił się w klubie? Kto pieprzył tą dziwkę w tym obskurnym kiblu? No kto? Zmieniłeś się? Kiedy? Dzisiaj? Czy przed paroma sekundami? Proszę, nie kompromituj się.- wyrzuciła ironicznie i minęła go w przejściu.-Nie waż się nas zatrzymywać, ani z nią rozmawiać. Nawet nie patrz, rozumiesz? Emily to za piękny widok, na twoją spieprzoną twarz.


Czy nie zauważasz, że szczęście uciekło ci gdzieś tam, przez dziurę w dłoni?


-Nie masz prawa zabraniać mi tego!
-Mam większe prawo do niej, niż Bóg do całego świata.
-Tak uważasz? A jej zdanie się nie liczy?
-To właśnie jest moje zdanie.- wyszeptała, opierając główkę o framugę drzwi.-Lauren, zabierz mnie do domu, proszę.- załkała. Jej długie, blond włosy rozsypane beztrosko opadały jej n ramiona, a grzywką próbowała zasłonić swoją twarz. Dłonie zaciskała na lekko pomiętej od snu, bordowej sukience, która znów idealnie zakrywała jej szczupłą sylwetkę. Z przymkniętych powiek poleciało kilka łez, które szybko otarła rękawkiem beżowego sweterka. Czuła, jak jego oczy skierowane są na nią, jak sztyletuje ją wzrokiem. A ona tak bardzo chciała ukryć to, co najważniejsze.
-Jedźmy Lauren, proszę.- wyszeptała po raz drugi, widząc jak jej przyjaciółka nie reaguje. Chciała sama postawić krok w przód, ale czuła, że dojście aż tutaj to było maksimum jakie mogła wykonać.
-Lauren..- ponowiła i wysunęła bosą stópkę w przód, puściła dłonią framugę drzwi i zachwiała się, gdyż poczuła cichą przestrzeń pod stopą.


Ze łzami w oczach i szybkim biciem serca. Upadała.


-Chodź, pomogę ci.- podbiegła pospiesznie do niej.-Chodź słońce.
-Emily, poczekaj. Porozmawiajmy.- odezwał się, zaciskając oczy.-Emily…
-Lauren, proszę..- szeptała, kiedy ta pomagała jej wstać.-Szybciej, szybciej.
-Emily… Emily… błagam… popatrz na mnie… porozmawiajmy!
-Ja też błagam, odejdź.- warknęła Lauren, kiedy ten zastawił im drogę.
-Emily! Proszę! Daj mi kilka minut, proszę.
-My nie mamy o czym rozmawiać. Ja nie mam wyboru Tom, rozumiesz? Tak będzie najlepiej.
-Najlepiej dla kogo? Dla ciebie czy dla mnie?
-Dla nas oboje.
-Daj nam szansę…
-Nas nie ma.
-Jak.. to.. ?
-Nie ma już nas.. i nie może być.- łkała-Nie mogę spojrzeć ci w oczy, bo w nie, nie trafię. Nie zobaczę tam nic. Nawet nie mogę powiedzieć ci, czy świeci jeszcze słońce czy król nocy, zagościł już na swoim tronie. Nie umiem, nie potrafię. Nie widzę cię Tom. Ale… cieszę się z tego, bo gdybym na ciebie teraz patrzyła, odejście bolałoby kilka razy mocniej.


-Nie wyobrażam sobie tego, jak stoję przed nim i mówię, że jestem niewidoma. Nie mam pojęcia, jakby to wyglądało. Dlatego mamuś, on nigdy nie może się o tym dowiedzieć. Zniszczyłabym tym samym, życie jego i moje, a tego już bym nie zniosła. Tak więc, jakiekolwiek spotkanie moja i Toma nie wchodzi w grę. Nigdy.

 
Gdzie twój beztroski śmiech?
I spokój o każdy nasz dzień.
Gdzie takie szczęście do łez?
Ciągle pytasz bo myślisz, że wiem…
Gdzie twój stęskniony szept?
Bym cię zawsze przytulał do snu.
Dziś wszystko podzielić chcesz,
Lecz miłości nie przetniesz na pół.


 
        Mocno tulił jej kruche ciało. Zatopił swoją twarz w jej blond włosach i upajał się zapachem jej fiołkowego szamponu. Zatapiał się w szczęściu i uczuciu, którego dopiero się uczył. A może tylko tak mu się wydawało?

-Żegnaj Tom.- wsparta na ramieniu swojej przyjaciółki, przekroczyła wyjściowe drzwi.

 
Zatrzymaj mnie, nie daj mi odejść.
Zapomnę cię nie będzie już nic.
Cienie we mgle, jak znajdę drogę?
Jutro już nikt, a dziś jeszcze my…



        Czucie pustki, gdzieś tam w okolicach serca, sprowadza się czasami do łez. Ale czy czułaś kiedyś się tak, jakbyś w środku nic nie miała. Jakby ktoś zrobił ci zastrzyk z antybiotykiem, który rozpuścił twoje serce? Czułaś tak? Ona czuła…



-Mamuś, a gdybym do niej poszedł.. ? Gdybym próbował porozmawiać?
-Nie oszukuj się Tom, sława cię zniszczyła. A ty, zniszczyłeś Emily