Amsterdam, 19.03.2017.
...i znów mogłam pooddychać tym samym powietrzem.
______
‘Mogłabym Cię zabrać gdzieś
daleko stąd
Stworzyć dla nas wyspę
marzeń, mały własny ląd.
Mogłabym zbudować nasz
prywatny świat
Ogród pełen pięknych kwiatów,
a w nim tylko Ty i ja.
Mogłabym codziennie rano
witać Cię
Ciepłym słowem czułym gestem,
zresztą dobrze wiesz.
Mogłabym zbudować nasz
prywatny świat
Małą wyspę naszych pragnień
Na niej tylko Ty i ja.
Dałaby głowę, że kiedyś
potrafiła namalować ciepło westchnień i ciszy szept.
-Czy
mógłbyś nie zajmować się głupotami, kiedy jesteś w pracy?
-Od
kiedy ty muzykę nazywasz praca?- prychnął ironicznie, zagryzając dolną wargę ze
zdenerwowania. Widział Ją i miał swoje szczęście na wyciągnięcie ręki, ale..
ale nie był w stanie nawet zgiąć palców ze zdenerwowania. Bo doszło do niego
to, o czym zapomniał przez ten cały czas, kiedy jej nie było. A mianowicie, czy
on naprawdę aż tak się zmienił, żeby dać jej szczęście na jakie zasługuje? Czy
przypadkiem nie popełni tych samych błędów i nie zniszczy całkowicie jej duszy?
Mądry człowiek powiedziałby, że takie rozważania, to przejaw dorosłości i
konsekwentnego myślenia. I tutaj, chyba musimy się z nim zgodzić. Chłopak czuł
paraliżujący strach przed wykonaniem kroku, na jaki czekał szmat czasu.. to
dobrze, w jego przypadku.
*
-Myślisz,
że mi się uda? Przyjmą ślepą do radia?- zaśmiała.
-Sądzę,
że się mylisz. Ich obowiązkiem jest przyjąć tak piękną, wykwalifikowaną
dziewczynę, jak ty. Chyba, że ja też się zgłoszę.. No to wtedy będziesz mieć
konkurencję.
-Narcyz
roku?
-Nie,
lekarz próbujący wywołać u pięknej pani uśmiech.
-Aha..-
przymknęła powieki, które chowała pod wielkimi okularami.
-Nie
wyszło mi?- zapytał przepraszającym głosem i dotknął jej ramienia.
-No,
chyba.. chyba nie.- zaśmiała się cichutko, niewinnie dając mu do zrozumienia,
że ten gest jest nie na miejscu. Zawstydzona, szybkimi ruchami przegładziła
niebieską sukienkę i odchrząknęła.
-Jake
wiesz, ja dziękuję ci, że jesteś dzisiaj ze mną. Gdyby nie ty, już dawno by
stąd uciekła.
-Dlatego
jestem.- uśmiechnął się przyjaźnie.
-Uśmiechasz
się i patrzysz na mnie…- mruknęła-Nie widzę, ale czuję.
-Lubię
patrzeć na ciebie.
-Jesteś
bezwzględnym podrywaczem!- oburzyła się żartobliwie.
-To
nie był tekst na podryw, po prostu. Lubię patrzeć, jak się czerwienisz ze
złości, ale i wtedy, kiedy jesteś zakłopotana moją obecnością.
-Patrzysz na mnie.
-Wiem.
-Nie rób tego.
-Lubię to.
-Ale ja nie lubię.
-Zmuś mnie.
-Jesteś niepoprawnym i
bezwzględnie pewnym siebie kobieciarzem.- wyrzucił papierosa pod nogi i prawym
butem skutecznie go zagasił.
-I za to mnie kochasz.-
wyszeptał, całując ją w blond włosy i odchodząc.-Widzimy się wieczorem.-
usłyszała z daleka, kiedy wsiadał do swojego nowo nabytego Hammera.
Bo uwielbiała w nim ten
pożądliwy, a zarazem obojętny wzrok, pomieszany z zachodem słońca.
*
Niestety,
nie udało się. Wyszła z sali blada, lekko wystraszona. Z wyciągniętą w przód
ręką przemierzała korytarz, na którym ciągle ktoś ją popychał.
-Jake?-
zawołała, jednak nikt jej nie odpowiadał-Jake, nie wygłupiaj się.- wyłkała
łamliwym głosem i oparła swoje plecy o zimną taflę redakcyjnej ściany.
-Co
ja sobie wyobrażała? Co ja sobie myślałam? Że mnie przyjmą? Mnie? Ślepą
dziewczynę bez doświadczenia? Jestem bezsensu…- szeptała, ciężko oddychając. Po
kilku sekundach poczuła ostre kłucie w okolicach jamy brzusznej. Skuliła się
mimo woli i prawie usiadła na podłodze. Nie zapanowała też, nad lecącymi łzami…
-Emily,
chodź.- usłyszała tuż obok siebie, co sparaliżowało ją jeszcze
bardziej.-Spokojnie, nic ci nie zrobię. Chodź.- objął ją i delikatnie
przytulił.- Już dobrze.- pogłaskał jej włosy, których zapach tak kochał.
-Zabierz
mnie do domu, Tom. Zabierz, proszę…- wyszeptała i mocniej wtuliła się w jego
ramiona.
Zabierz tam, gdzie dźwięk
uśmiechu nie boli.
*
Z
pięknej pogody, zrobiło się dosyć szaro i ponuro. Nie, nie padało, ale szarość
tak jakby pokłóciła się ze słońcem lub przekupiła go świeżymi krówkami. Od
godziny siedziałem przy kubku herbaty, którą zrobiła mi mama Emily. Siedziałem,
obracając telefon w reku i raz po raz kasując sms’y od mojego brata. Nie miałem
teraz głowy na czytanie ich i wysłuchiwanie, jakim to nie jestem skończonym
dupkiem, że zostawiłem ich tam samych, tuż przed głównym nagraniem.
-Może
zrobię ci ciepłą?- zapytała Marie, tuz za moimi plecami. Wzdrygnąłem.
-Nie
dziękuję, nie chce sprawiać kłopotu.
-To
nie kłopot, Tom.
-Naprawdę-
zmusiłem się na uśmiech-Dopiję tą, która już mam.- odpowiedziałem grzecznie,
widząc w jej oczach troskę, podobną do mojej mamy.
-Wiesz
Tom, ja nie wiem czy ona będzie chciała dzisiaj z tobą porozmawiać…- zaczęła
ostrożnie, nie chcąc chyba zrobić mi przykrości.- To znaczy, nie myśl sobie, że
cię wyganiam, ale po prostu sadzę, że Twoja mama się martwi.
-Dzwoniła?
-Mhy..-
kiwnęła głowa i usiadła naprzeciw mnie.
-A
mogę mieć pytanie?- nie wiedziałem, czy powinienem o to pytać, ale cos od
środka mnie podkusiło.
-Tak,
oczywiście.
-Czy
Emily…- zawahałem się raz jeszcze-Czy ona kiedykolwiek o mnie wspominała?-
wymówiłem na jednym wydechu, głośno spuszczając powietrze.
-Tak
Tom, wspominała. A czy ty, będąc tutaj, liczysz na cokolwiek?
-Chyba
na nic.. ale chciałem z nią przynajmniej porozmawiać. Odeszła tak szybko, nawet
nie wiem dlaczego. Pewnie to głupie i zbyt banalne, ale cóż, nie rozumiem tego.
Wiem, że nie jestem wart jej czasu, a tym bardziej jej samej, ale czy ja, nie
zasługuje przynajmniej na słowo wyjaśnienia?
-Tom,
to wszystko jest bardzo trudne. Sam widzisz w jakim ona jest stanie. A teraz
jeszcze zjawiłeś się ty. Ona ciągle jest w szoku, że nie widzi.. Zawsze
powtarzała, że ty nigdy nie możesz ujrzeć jej w takim stanie, że wyjaśni ci
wszystko, ale tylko wtedy, jak będzie mogła cię znów ujrzeć.
-Czy
ona mnie jeszcze kocha?
-Jeśli
kocha się kogoś naprawdę, to nie przestaje się od tak. Ale sadzę Tom, że to
pytanie nie jest do mnie. Ja nie wiem, co siedzi w tej jej małej główce,
aczkolwiek nie możesz o wszystko tylko jej obwiniać. Jej zachowanie, to tylko
część układanki, którą sami ułożyliście. Wiedz tylko o tym, że ja nie stoję wam
na przeszkodzie, jednak jeżeli masz jakiekolwiek zamiary co do mojej córki, to
dobrze się zastanów nad tym, jakie puzzle dobrać i w konsekwencji, jaki ułożysz
obrazek.
-Nawet
nie wiem co powiedzieć..
-Nic
nie musisz mówić, wystarczy, że w spokoju przemyślisz kilka spraw.
-Co
mam zrobić?
-Masz
zespół, jesteś sławnym, młodym nastolatkiem, który może korzystać z życia ile
tylko zechce. Zastanów się, czy ona da radę znów zmierzyć się z twoim światem.
Tak Kaulitz, dorosłość to
nie bajka. To umiejętność widzenia konsekwencji, jeszcze przed podjęciem
decyzji.
Będąc
w amoku, wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Sam nie wiem dokąd jechałem,
liczyło się tylko to, że mogłem być sam. W głowie wciąż słyszałem troskliwy
głos Marie i jej słowa, które początkowo wydające mi się totalną abstrakcją,
teraz współgrały z moimi obawami.