środa, 2 września 2015

4. Ona kochać chce. Kochaną chce być.



‘Kocham Cię tak mocno, mocno.. kochanie.


*Spytaj ją co czuje gdy,
gdy nadejdzie trzeźwy świt.
Spytaj ją o czymś śni.


Każdy z nas definiuje słowo miłość inaczej. Dla każdego z nas jest to coś innego, jednakże w każdej definicji przewijają się i te same pojęcia. Poczucie bezpieczeństwa, fascynacja, zaufanie.. To tylko kilka z nich. Każdy z nas chce kochać, a co najważniejsze, chce być kochanym.


-Przyćmiłeś mnie swoją wyobraźnią, Boże.
-Przepraszam.


Zgaszone światło w pokoju nie robiło jej od pewnego czasu różnicy. Jak to ona, leżała nieruchomo. Z oddali dochodziły do niej szczątki rozmów z sąsiedniego pokoju i dźwięk przejeżdżających pod jej oknem samochodów. Wszystko mieszało się jej w głowie, jak również pytanie skąd i jak się tutaj znalazła. Powoli uniosła głowę do góry i usiadła na skraju łóżka. Próbowała skupić swoją uwagę na słowach wypowiadanych obok, ale zdezorientowanie jakie miewała po śnie, znacznie jej to utrudniało.


*


-Musisz ją zrozumieć. Musisz zrozumieć nas.
-Gordon ma znajomości za granicą, Tom pieniądze.. pomożemy wam. Tylko niech da mojemu synowi szansę. Niech da szansę temu związkowi.
-Myślisz, że nas przekupisz?
-Marie, to nie tak.
-Mamy pieniądze, o to się nie martw. Poza tym nie mogę ingerować w jej relacje z Tomem. Zabroniła mi decydować, zadawać pytania. Zgodziłam się Simone, nie mogę inaczej. Emily potrzebuje pomocy dwadzieścia cztery godziny na dobę dopóki nie nauczy się tak żyć. Muszę być przy niej dzień w dzień, ale pomimo tego nie traktuję jej jako obciążenie. To moja córka. Jeżeli ona nie chce waszej pomocy, nie chce znajomości Toma, to ja nic na to nie poradzę.  
-Ale on…
-Simone zrozum, świat Toma ją przerósł. Ona nie chce być marionetką. Nie radziła sobie, jak była zdrowa. Teraz też sobie nie da rady, bo to wszystko ją pochłonie i zniszczy. Jest za słaba na takie życie.- przerwała jej w pół zdania.-To jest moje dziecko. Moja malutka Emily..- kilka łez stoczyło się po jej policzku.
-Marie…- dotknęła jej ramienia, poczym serdecznie przytuliła-Nie płacz…
-Dlatego proszę cię, nie mów nic synowi o tej wizycie. Obiecałaś mi to i proszę cię w jej imieniu, dotrzymaj tego.
-Tak, jak obiecałam.


*


O tym, że jest sobą mógł powiedzieć tylko wtedy, kiedy grał na gitarze. Z jego nut można było wyczytać wszystko. Pieścił jej struny, jak swój najukochańszy skarb.


‘Tak dotykałem tylko Ciebie, najukochańsza.


Co dzień udawał człowieka, którym tak naprawdę nie jest. Każdy gest o każdej minucie kolejnego dnia tygodnia był wpisany w scenariusz gwiazdy światowego formatu. Każde słowo wkute na pamięć, któro powodowało tyle bólu, z dnia na dzień pomimo wszystko, przychodziło coraz łatwiej. Robił tak a nie inaczej, bo musiał, tak mu kazano.. bo czasami chciał?


‘Teraz to nawet jej dźwięki nie smakują tak samo.


Zakochany na zabój w swoim wizerunku żył z dnia na dzień, aż tu nagle w jego głowie pojawił się ktoś jeszcze oprócz sławy i ukochanej gitary. Niska, szczupła blondyneczka, która swoim wzrokiem mogła przenosić góry. Sama jej obecność w tym samym pomieszczeniu powodowała u niego suchość w gardle i dziwne rewolucje w okolicach żołądka. Zapach, który tak pokochał, korcił jego nozdrza, które prosiły o więcej i więcej. Czuł do niej takie uczucie, jakiego nigdy nie znał, jakiego sława go nie nauczyła. Miał wszystko zawsze napisane, wytłumaczone i wyreżyserowane, ale takiego obrotu sprawy nigdy nikt nie przewidział. Zakochał się, sam o tym nie wiedząc. Pragnął mieć ją tylko przy sobie, co dzień, w każdej minucie swojego nic nie wartego życia. Emily była dla niego jak wybawienie, taką odskocznią od doskonale dopracowanej sztuki teatralnej.


‘Mamo wracam do Berlina na kilka dni. Zaraz wsiadam na pokład samolotu. Mam nadzieję, że zastanę cię w domu, w którym powinienem być wieczorem. Na lotnisko podstawią mój samochód, także nie martw się czym dojadę. Bardzo tęsknię, Tom.


*


Pielęgniarka była bardzo delikatna przy ściąganiu opatrunku, po ostatniej operacji. Emily z uśmiechem na twarzy, jak zawsze, znosiła wszystkie niedogodności. Czuła znów ten wstrętny zapach szpitala, ale już dawno przestała narzekać.


Co przyzwyczajenie robi z człowiekiem.


Zamrugała kilkakrotnie, lecz wszystkie jakiekolwiek ruchy powiekami przyprawiały ją ciągle o najmniejszy ból. Podziękowała z uśmiechem i łapiąc rodzicielkę pod rękę, wolnym krokiem opuściły salę zabiegową, kierując się w stronę windy. Blondwłosa sama wcisnęła guziczek od windy, kiedy stanęły tuż przed nią. Po chwili usłyszała lekkie skrzypnięcie rozsuwanych drzwi i nie zamieniając słowa z towarzyszką, ruszyła do przodu, badając małą stópką ubraną w beżowe baleriny, grunt przed sobą. Kiedy szły już długim korytarzem, który prowadził do głównego wyjścia usłyszały pisk dwóch karetek zajeżdżających pod szpital. Wzdrygnęła, łapiąc Marie mocniej za ramię. Kobieta musnęła delikatnie policzek swojej córki, naszeptując ciche: nie bój się…


Świat nie przestanie nas zadziwiać, dopóki żyjemy. Bóg naprawdę wie co robi i w każdym jego ruchu można doszukać się drugiego dna. Jednak to pierwsze, zapewne najprostsze, nigdy nie jest przyjmowane serio. Wydaje się zbyt łatwe i nieoczekiwane. Takie nie dla nas.. nieprawdaż?



*Tajemnicy słodki smak,
nasyci wiele dusz i ciał.
Kochać chce, lecz dobrze wie
daleko stąd do gwiazd.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nie oszczędzajmy słów. słowa leczą.