niedziela, 14 lutego 2016

7. Poranna herbata słodzona smakiem Twoich ust.


      Z kuchni, do jego nozdrzy dochodził zapach świeżych naleśników, robionych przez jego rodzicielkę. Na polu spochmurniało, a nawet szykowała się jakaś burza. Wolnym krokiem przemierzył cały pokój i podszedł do okna. Zamglonym wzrokiem spojrzał na ruchliwą ulicę, gdy po chwili z hukiem zasunął rolety. Oddychał powoli i miarowo, jednak lewą ręką ściskał raz po raz skrawek swojej zielonej koszulki. Parę godzin temu wyśmiał Andreasa, kiedy ten opowiadał mu, że widział Emily. On w to nie wierzył, był pewien, że blondynowi się przewidziało, aczkolwiek teraz każdy jego mięsień drgał z bólu i ze zdenerwowania.
-Tom, proszę nakryj do stołu.
-Oczywiście.- mruknął, jednak nie ruszył się z miejsca.
-Co tam u Andreasa? Miło spędziliście dzień?- zapytała wchodząc do pokoju z tacą.
-Powiedział mi, że widział dzisiaj rano na mieście Emily..- zaśmiał się ironicznie, po czym schował twarz w dłoniach słysząc jedynie dźwięk rozbitego szkła tuż obok. Podskoczył momentalnie i spojrzał na matkę. Odcień jej twarzy zlewał się z białą ścianą tuż za nią. Z sekundy na sekundę serce zatłukło mu się mocniej.- Mamo…?- wychrypiał i z łzami w oczach, przekręcił głową.

*
-Ej, ale fajny jest? W sumie to lekarz, to musi być fajny!
-Lauren proszę..
-No ale ja tez proszę, opowiedz mi o nim.
-Jest fajny.
-Fajny? I tylko tyle?
-Nie znam się na chłopcach, a poza tym przecież wyglądu ci nie opiszę.
-Wiem. Ale jaki ma głos?
-Męski.
-Mmm..
-Lauren!
-No okej, okej. Przecież wiem, że jest twój.
-Nigdy tak nie powiedziałam.
-Dlaczego? Dlaczego masz być sama? Kaulitza zostawiłaś, to pewnie go już nie kochałaś. Nie widzę jakichkolwiek przeszkód, abyś nie mogła cieszyć się życiem.- zaśmiała się, czekając na jakąkolwiek jej reakcję.
-Na ślepaka?
-Ty to powiedziałaś.
-Taka jest prawda.
-Prawda jest taka Emily, że odcięłaś się od świata. Bezsensu użalasz się nas sobą nie robiąc nic, aby coś zmienić. Zrobiła się z ciebie cholerna egoistka!
-Jestem ślepa, jak mam żyć? Mam wystawiać się na pośmiewisko?
-Nie wiem czy wiesz, ale takich ludzi jest mnóstwo na świecie i jakoś dają radę. Nie załamują się, tylko walczą aby każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego.
-Nic nie rozumiesz..
-Rozumiem wszystko. Ślepota to nie śmierć, to tylko choroba, którą można przezwyciężyć lub przynajmniej z nią normalnie żyć.
-Normalnie?- krzyknęła drwiąco-W jakim znaczeniu, normalnie? Ciemność, widzę tylko ciemność…- ponowiła-Sam dotyk i smak, to nie życie..
-Jest jeszcze uczucie.- podeszła cichutko do niej i mocno przytuliła-To, że jedno się skończyło, nie oznacza, że nie może być drugiego.
-Tyle, że nic się jeszcze nie skończyło.

      -Tak, Emily to moja dziewczyna.-wypowiedział dość sucho i przeszedł obojętnie do samochodu, pociągając mnie za rękaw. Przymknęłam szybko powieki od błysku fleszy i zgodnie podążyłam za nim. Wściekłość spowodowana niedawną kłótnią z Billem rysowała mu się na twarzy. Nieczułość, obcość wobec mnie.. to przeszywało mnie od środka. Bałam się wykonywać jakiekolwiek gesty, a co dopiero coś powiedzieć. Zostawiając mnie przed drzwiami pasażera, mruknął każąc szybko wsiadać, a sam udał się na siedzenie kierowcy. Odjechaliśmy z piskiem opon spod hotelu, jadąc nawet nie wiem dokąd. Ukradkiem zapięłam pas i podsunęłam zamek od bluzy pod samą szyję. Zrobiło się chłodno, kiedy odsunął szybę po zapaleniu papierosa. Przez dwadzieścia minut jazdy nawet na mnie nie spojrzał, ani nie wymówił słowa. Jechał z zabójczą prędkością paląc, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała równie bardzo szybko. Bałam się, ale nie o siebie, tylko o niego. Ostatnio jego organizm zdawał się być wyczerpany. Nie spał po nocach, a całymi dniami nie jadał nawet jednego normalnego posiłku, nie licząc oczywiście w jego mniemaniu kawy i papierosa na śniadanie. Do tego dochodziły kłótnie z Billem i nacisk mediów. Nie umiałam mu pomóc, a nawet miałam wrażenie, że ja jestem przynajmniej w połowie za to odpowiedzialna.


‘Za tą miłość płaciłem najwyższą cenę, jednak jej uśmiech co rano, wynagradzał mi moje bankructwo emocjonalne.   

*

-Widziałam ją tylko raz, kiedyś tam, jak byłam na zakupach, to przypadkowo spotkałam ją na mieście. Nie zamieniłyśmy ani jednego słowa, poza grzecznym powitaniem.- mamrotała, wiedząc że jej policzki palą się od kłamstw, którymi karmiła teraz swojego syna.
-Jak mogłaś mi nie powiedzieć?
-To było jeszcze przed Twoim listem. Nie wiedziałam jakie były przyczyny Waszego rozstania. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś.. Myślałam, że to już definitywnie skończone. Przynajmniej tak zapewniał mnie Bill.
-Bill?
-Tylko on wtedy utrzymywał ze mną jakikolwiek kontakt. Opowiadał, że się rozstaliście, że Emily wyjechała i cię zostawiła, ale że ty nic sobie z tego nie robisz. Po prostu wam nie wyszło.
-Kłamał.
-Dostrzegłam to po Twoim liście synku.
-Nie masz do nich żadnego namiaru? Przecież bardzo się zaprzyjaźniłaś z jej mamą.
-Od roku z nią nie rozmawiałam. Przeprowadzali się kilka razy, chyba z powodu pracy ojca Emily. Przysięgam, że nie utrzymuję z nimi jakichkolwiek kontaktów.
-Nie radzę sobie, wiesz?
-Widzę.- westchnęła, przytulając go mocniej-Ale wszystko będzie dobrze.
-Chciałbym tylko z nią porozmawiać, wyjaśnić… przeprosić.


      ‘Przeprosić za to, że tak bardzo ją kochałem i nie umiałem tego okazać.
 
*

Cichutko przemieściła się ze swojego pokoju do salonu. Śmiesznie liczyła kroki i wymacywała wszystkie przeszkody na swojej drodze, dochodząc do celu.
-Tato jeszcze nie wrócił?
-Nie, ma dzisiaj nadgodziny.
-Mhy.- mruknęła opierając się o framugę drzwi.
-A Lauren gdzie jest?
-Wyszła do kina z jakimś chłopakiem.
-Kiedy wyjeżdża?
-Pojutrze.
-Szybko, nie chciała zostać na dłużej?
-Ma teraz egzaminy, poza tym mnie samą już męczy jej nie ulatniający się optymizm.
-Słyszałam, że się kłóciłyście dzisiaj.
-Zwykła wymiana zdań.
-Lauren ma to do siebie, że jest chodzącą optymistką, nie możesz się na nią o to gniewać.
-Nie gniewam się, ale czasami nie potrafi ugryźć się w język.- zaśmiała się.
-Rozumiem.
-Mamo?
-Tak?
-Czy mogłabyś dać mi adres do Simone?- wychrypiała po chwili ciszy, głośno przełykając ślinę. Zagryzła usta, czując jak jej serce przyspiesza.
-A mogę zapytać w jakim celu ma ci on posłużyć?
-Chcę tylko zapytać o kilka rzeczy.. spotkać się i przeprosić. Moja ostatnie zachowanie było nie na miejscu, po prostu.
-No dobrze, nie ma sprawy. Jutro możemy do niej podjechać.
-Nie, ja chcę sama.. To znaczy z Lauren. Ona mnie zawiezie.
-Emily?
-Tak mamo?
-A nic, ślicznie dzisiaj wyglądasz.- wstała i ją mocno ucałowała.
-To Lauren, ona..
-Jesteś piękna córeczko…
 

2 komentarze:

  1. Cześć Soul! Pamiętasz mnie jeszcze? Pewnie nie, bo nie było mnie tutaj w świecie FFTH tak bardzo długo... to z jakieś 4,5 roku? Cholera, ale ten czas leci. Geil? Nevada? Królik Dyziek? Coś świta? ;) Chyba, że pomyliłam osoby, a nick to tylko przypadek. Chociaż nie sądzę. Wiedz iż powracam, co prawda nie z córą moją i Tomasza, ale z czymś innym. Lepszym, gorszym... przekonam się jak przeleję myśli na papier. Jestem w połowie z milionem błędów i planem tysiąca poprawek, ale się nie poddam - chyba. Idę zacząć czytać Twoje dzieło, a nuż mnie natchnie. Słowa zawsze działały na mnie pobudzająco.

    Wracam za jakiś czas, by napisać co myślę o nowej historii ;) Do usłyszenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to już jestem po przeczytaniu całości.
      I muszę Ci powiedzieć, moja droga, że trochę mnie Emily rozczarowuje. Jak mogła myśleć, że będzie ciężarem dla kogoś, kto kochał ją tak by chcieć żeby została jego żoną. Przecież w zdrowiu i chorobie! No nic, nie lubię też Billa. Zazdrość nie jest zdrowa i chociaż może nie zazdrościł bratu konkretnie Emily, to jednak nie pomógł ich relacji, a próbował zaszkodzić i to skutecznie. Całe szczęście całą tą tragedię jakoś próbuje naprawić mama bliźniaków. Mamy są fajne, zawsze na nie można liczyć i zawsze trzeba ich słuchać, bo przeważnie mają rację, o!

      PS. Mam problem, nie wiem jak to się stało, ale zdublował nam się wątek xP bohaterką mojego opowiadania też jest niewidoma dziewczyna. Mam nadzieję, że się nie obrazisz.

      Całusy.

      Usuń

nie oszczędzajmy słów. słowa leczą.